Pasażer tak relacjonował wydarzenia w metrze: - Podróżowałem tym pociągiem, wsiadłem na stacji Centrum. Już przed stacją Centrum był taki błysk jak pociąg wjeżdżał na tory. Jak pociąg ruszył do stacji Politechniki, jechał bardzo wolno. Przed stacją Politechnika się zatrzymał i nagle było kilka błysków w tunelu, po czym były silne uderzenia i błyski, i nagle pojawiło się mnóstwo żrącego dymu - mówił Szuniewicz.
Wspominał, że w tym momencie "pasażerowie ze środka składu zaczęli biec na koniec, gdzie próbowali otworzyć drzwi, ale nie działał system do awaryjnego otwierania drzwi".
- W końcu udało się je otworzyć, część pasażerów wyszła z pociągu do tunelu. Motorniczy wołał pasażerów na przód pociągu, ja posłuchałem wydawanych komunikatów. Nagle metro ruszyło i dojechało do stacji. Część pasażerów została w tunelu, a część w pociągu - mówił mężczyzna.
Pożar pociągu w metrze
"Nie nie było widać"
Piotr Szuniewicz podkreślił, że w pociągu "była olbrzymia panika". - Szczególnie na końcu składu. W pewnym momencie nie było tam już czym oddychać - wspominał. - Były komunikaty z prośbą o opuszczenie i pociągu, i stacji. Ja się zgłosiłem do pracownika metra, ponieważ moi znajomi wyszli z tego pociągu i zostali w tunelu. Poprosiłem, żeby ktoś zareagował, bo w tunelu są ludzie. Pracownicy metra byli bardzo zdziwieni, że ktoś wyszedł z tego pociągu - podkreślił.
Mężczyzna przyznał, że "system wentylacyjny w ogóle nie działał". - Ani drzwi się nie chciały otworzyć, a wentylacja była taka, że trzy ostatnie składy były zaczadzone. Tam nie było czym oddychać, nie było nic widać na odległość wyciągniętej ręki - mówił.
- Motorniczy mówił najpierw: :proszę państwa, mamy awarię, prosimy poczekać" i wtedy nagle były wybuchy, spięcia i nagle ludzie ze środka składu zaczęli biec na koniec. W środku w metrze był tylko dym, nie było płomieni. Płomienie były już potem na stacji. Jak wyszedłem z pociągu, to widziałem, że ogień pojawił się tak w połowie składu - relacjonował.
Pożar wagonu w metrze
tvn24.pl//mn/jk