Sprawa zakończona wyrokiem w tym tygodniu przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczęła się ponad 10 lat temu.
41-letni dziś Piotr S. poznał wówczas warszawskiego duchownego. Ich znajomość z czasem stała się na tyle bliska, że ksiądz I. zaczął przekazywać Piotrowi S. pieniądze. W latach 2006-2007 przelał na jego rachunek łącznie aż 425 tysięcy złotych.
Niemal dziesięć lat później oskarżył go o wyłudzenie tej kwoty. Przekonywał, że to była pożyczka, której Piotr S. od początku nie zamierzał spłacać.
"To był pewien plan"
W trwającym od września ubiegłego roku procesie sąd musiał orzec, czy w tej sprawie chodziło o zaplanowano oszustwo, jak chciała prokuratura, czy jednak o zranione uczucia, jak przekonywała obrona. W środę strony wygłosiły mowy końcowe.
- W tej sprawie nie są jedynie słowa pokrzywdzonego przeciwko oskarżonemu. Była ustna umowa pożyczki, są nagrania - podkreślała w swojej mowie końcowej prokurator Aleksandra Skrzyniarz. Przekonywała, że oskarżony pożyczył pieniądze od księdza na rozkręcenie interesu, zaś w rzeczywistości wydał gotówkę na własne potrzeby. - Moim zdaniem dopuścił się oszustwa - zaznaczyła.
Zażądała dla Piotra S. dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat oraz orzeczenia przez sąd obowiązku zwrotu całej kwoty, czyli 425 tysięcy złotych.
W podobnym tonie wypowiadała się mec. Urszula Mścichowska-Mazurek, pełnomocniczka duchownego.
- Piotr S. mówił, że przeznacza pieniądze na działalność gospodarczą. Oświadczenie to okazało się nieprawdziwe. Na jego rachunek nie wpływały żadne kwoty z tytułu prowadzonej działalności - mówiła. - Pokrzywdzony został ewidentnie zmanipulowany. Od początku znajomości oskarżony budował relację przyjacielską, budował zaufanie. To był pewien plan, który miał doprowadzić do tego, żeby pójść krok dalej, poprosić o pożyczkę. Oskarżony powinien ponieść karę, która zniechęci go do dokonywania tego typu przestępstw w przyszłości - podsumowała.
Dostał pieniądze na adwokata
Mec. Elżbieta Orżewska, obrońca Piotra S. domagała się przed sądem uniewinnienia swojego klienta.
- Nie podzielam poglądu prokuratury - mówiła. - Bezsporne jest, że pieniądze, które miały być przekazane przez pokrzywdzonego trafiały na konto Piotra S. Interesujące są dwie rzeczy. Dlaczego tam trafiały? I co się stało z tymi pieniędzmi? Piotr S. mówił, że rzecz jest nie w pieniądzach, ale w odrzuconych przez niego uczuciach. Między panami były nie tylko relacje towarzyskie i nie tylko relacje usług kapłańskich. Świadczy o tym treść wydruków smsów. "Tęsknie za tobą", "Kocham cię". Takich sms-ów nie kieruje się do osoby, która jest obojętna. To nie były jedynie relacje przyjacielskie, jak chce o tym mówić pokrzywdzony - przekonywała.
Adwokat zwróciła uwagę, że gdy Piotr S. zamierzał się rozwieść, dostał od duchownego siedem tysięcy złotych na adwokata. - Wszystko było dobrze do momentu, kiedy pokrzywdzony zorientował się, że Piotr S. znalazł sobie inną kobietę. Wtedy zaczęły się problemy - mówiła mec. Orżewska.
Przypomniała, że duchowny nazwał dziecko oskarżonego "bękartem", choć wiedział, że S. oraz jego partnerka opiekują się niepełnosprawnym dzieckiem. Adwokat przytoczyła też wypowiedź o partnerce oskarżonego: "Wpuściłeś tą bladź do naszego łóżka".
"Prezent dla przyjaciela"
Sąd wydał wyrok jeszcze tego samego dnia. Piotr S. został uniewinniony od zarzutu oszustwa.
- Wbrew pierwszemu wrażeniu była to zwyczajna, często spotykana sprawa, gdzie istotą było to, że dwie osoby darzyły się jakimś uczuciem - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Krasnodębski. - Jedna strona kochała bardziej, druga strona kochała mniej. Później u jednej ze stron to uczucie wygasło, a u drugiej pojawiła się zazdrość – zwrócił uwagę sędzia.
Podkreślił, że płeć tych osób i "ważna funkcja społeczna" pełniona przez jedną z nich były w tej sprawie "bez znaczenia".
- Jedna ze stron dawała drugiej stronie pieniądze. Jednak postępowanie nie pozwoliło na ustalenie, czy kwoty, które pan I. płacił panu S. to były pożyczki, czy też była to inna forma zasilania konta pana S. Na uwagę zasługują tytuły przelewów: "Zasilenie konta" lub "wpłata". Była też trzecia forma zasilania rachunku pana S.: "Prezent dla przyjaciela" - wyliczał sędzia Krasnodębski. - Nie ulega żadnej wątpliwości, że oskarżony z tych pieniędzy korzystał. Na bieżąco realizował swoje obowiązki alimentacyjne, na bieżąco spłacał jeden ze swoich kredytów - dodawał.
Groźby umorzone
Piotr S. był też oskarżony o to, że groził duchownemu zniesławieniem go. Ten zarzut sąd zdecydował się umorzyć ze względu na "znikomą społeczną szkodliwość czynu". - Nie ulega wątpliwości, że w czasie rozmów - dobrze udokumentowanych, bo panowie się nagrywali - pan S., kierował wobec pokrzywdzonego groźby karalne, sprowadzające się do gróźb dokonania zniesławienia go - mówił sędzia Krasnodębski. - W jakimś sensie te groźby zostały spełnione. Znalazły się one w piśmie, które pan S. wystosował do kanclearza Kurii - zaznaczył sędzia. S. opisał w nim swoją relację z duchownym.
- Sąd nie mógł ich [gróźb – red.] postrzegać w oderwaniu od tego, jak wyglądały relację [między mężczyznami - red.], a przede wszystkim w oderwaniu od języka, jakim się obaj posługiwali - zaznaczył sędzia.
Wyrok nie jest prawomocny.
Na tvnwarszawa.pl informowaliśmy też o zatrzymaniu podejrzanych o oszustwa:
Zatrzymania w sprawie oszustw
Zatrzymania w sprawie oszustw
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24