Ruszył proces oprawców Andrzeja Struja. Przed sądem okregowym stanęli dwaj mężczyźni, którzy niespełna rok temu zasztyletowali stołecznego policjanta. Grozi im do 25 lat więzienia. Jeden z nich, jak podała "Gazeta Stołeczna", tłumaczy się w liście do rodziny zamordowanego.
- Nie chciałem zabijać tego człowieka - powiedział w sądzie Mateusz N., który zadawał ciosy.
Jak informuje reporter TVN Warszawa, Piotr R., który trzymał Andrzeja Struja, nie przyznał się do zabojstwa. Mowił, że tylko odciagal poszkodowanego.
Po południu przesłuchania
Prokurator odczytał im akt oskarżenia. Sąd wyznaczył też na popołudnie przesłuchania kilku świadków. Prokurator zgłosił ponadto wniosek o włączenie do materiału dowodowego korespondencji osoby współosadzonej w areszcie z oskarżonymi. Według prokuratury z korespondencji wynika, że poprzez tę osobę oskarżeni mieli ze sobą kontakt - podała Polska Agencja Prasowa.
"Domagamy się najwyższej kary"
Ta sprawa wstrąsnęła opinią publiczną w kraju, a jednym ze skutków tragedii było zaostrzenie kar za ataki na funkcjonariuszy.
Mężczyźni, Mateusz N i Piotr R., w chwili morderstwa nie mieli ukończonych 18 lat. - To powoduje, że grozi im od 8 do 15 lat więzienia lub nawet 25 lat pozbawienia wolności - tłumaczy w rozmowie z tvnwarszawa.pl Monika Lewandowska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Domagamy się najwyższej kary - mówi "Gazecie Stołecznej" mec. Leszek Cichoń, oskarżyciel posiłkowy.
Zwrócił im uwagę
Do tragedii doszło 10 lutego ubiegłego roku na Woli. Andrzej Struj, który wtedy był na urlopie, zwrócił dwóm młodym chłopakom uwagę, bo demolowali tramwaj. Mateusz N. wyciągnął nóż i zadał kilka ciosów. Piotr R. przytrzymywał Struja.
Mimo pomocy medycznej, policjanta nie udało się uratować. Zmarł w szpitalu.
Zatrzymani
Kilka minut po zdarzeniu policjanci zatrzymali tego, który zadawał ciosy, kilka godzin później jego kompana. Od tego czasu obaj przebywają w areszcie. Mateusz N. - jak ustalono - był w czasie zabójstwa pod wpływem alkoholu.
Akt oskażenia w tej sprawie prokuratura na Woli wystosowała w październiku 2010 roku.
"To diabeł mnie opętał"
Jak pisze "Stołeczna", Mateusz N. napisał z aresztu do wdowy po Struju list z przeprosinami. Zapewnia w nim, że modli się za policjanta i oferuje pomoc jego rodzinie. "W całym swoim żalu nie bardzo rozumiem faktu, iż to diabeł opętał mnie po alkoholu. Bardzo przepraszam i proszę o wybaczenie" - pisze.
Piotr. R. też koresponduje, ale z kolegami. Planuje nawet z nimi wakacje.Jego obrońcą jest mec. Radosław Baszuk, jeden z najbardziej znanych stołecznych adwokatów. Reprezentował m.in. czeczeńskiego przywódcę Ahmeda Zakajewa - podaje "Stołeczna".
Andrzej Struj
Struj służył w policji 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym stołecznej komendy. Osierocił dwie córki. W chwili, gdy został zamordowany, był na urlopie. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Zasługi za Dzielność. Został awansowany na stopień podkomisarza. Pochowano go z honorami.
Zobacz też: tak pracował zamordowany policjant
Czytaj także: Mordercy czy "mordeczki". Koledzy bandytów szokują na forum
TVN Warszawa
Oskarżeni skarżą się na bicie
Prokuratura na Żoliborzu prowadzi oddzielne śledztwo ws. domniemanego bicia podejrzanych przez policję po ich zatrzymaniu. Twierdzili tak oni sami w listach wysyłanych z aresztu do rodziny. Postępowanie dotyczy domniemanego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Toczy się "w sprawie", a nie przeciw komukolwiek.
bf/ec/mz
Źródło zdjęcia głównego: | Reuters, wyborcza.pl