Gargamel czy awangarda? Poszukiwanie inspiracji czy kopiowanie stylu sprzed wieku? Granice są cienkie, opinie podzielone, ale jedno jest pewne - kto zawita na ulicę Kazimierzowską, nie pozostanie obojętny wobec architektury Art Déco House.
Jeszcze niedawno budynek przy Kazimierzowskiej 81 wpisywał się idealnie w prostą jak spod linijki pierzeję. W planie inwestora, kierowanej przez hrabiego Jana Lubomirskiego-Lanckorońskiego firmy Lendeskrone, są jednak daleko idące zmiany.
Na początek zastrzec trzeba jednak, że udostępniona portalowi tvnwarszawa.pl wizualizacja nie jest ostateczna. Do mokotowskiego urzędu trafił właśnie wniosek o pozwolenie na realizację kolejnego etapu inwestycji, obejmującego nadbudowę, ale już bez widocznych no obrazku "krajzlerów" - wieżyczek nawiązujących do architektury nowojorskiego wieżowca z lat 30. XX wieku. Nie znaczy to jednak, że inwestor rezygnuje z inspiracji art déco.
Budują z mieszkańcami w środku
W tej inwestycji nietypowa jest zresztą nie tylko forma. Landeskrone nie jest bowiem właścicielem całego budynku, tylko części mieszkań, a część lokatorów cały czas w nim mieszka, choć wokół nich trwa wymiana instalacji i przebudowa klatki schodowej (oprócz nowego, znacznie bogatszego, czarno-białego, kamiennego wykończenia ma zyskać windę od strony podwórka). Lokali należących do Landeskrone jest kilkanaście, a 1/3 jest już sprzedana. W innych trwają właśnie prace budowlane.
Trwa też modernizacja elewacji, którą już jakiś czas temu przyozdobiono złotym portalem i zegarem, wykonanymi zresztą dość tandetnie, podobnie jak ogrodzenie. Okazuje się jednak, że zdobienia zostaną wykonane od nowa, gdy budynek zostanie docieplony. Na samym końcu Landeskrone planuje zaś nadbudowę ostatniej kondygnacji, w której docelowo znaleźć mają się dwa największe apartamenty.
"Szczyt pretensjonalności"
Tym, co przykuwa największą uwagę i budzi największe zdziwienie jest jednak architektura, nawiązująca do stylu sprzed blisko stu lat.
- Nasza spółka specjalizuje się w inwestycjach nietypowych, korzysta z dorobku pokoleń, jak również wykorzystuje najnowocześniejsze wzorce - podkreśla Jan Lubomirski-Lanckoroński. - Z pewnością jest to projekt, który odznaczać się będzie w całej dzielnicy, bo jest awangardowy. Dedykujemy go właśnie takim odbiorcom - ceniącym sobie nieszablonowość otaczających ich form ale też najwyższą jakość naszego budownictwa - przekonuje hrabia, który jest też autorem koncepcji budynku, dopracowanej później przez architektów.
Suchej nitki na jego pomyśle nie zostawiają jednak eksperci, którym zaprezentowaliśmy projekt. - Moim zdaniem to szczyt pretensjonalności. Dorabia Mokotowowi tradycję art déco, choć w tej dzielnicy prawie jej nie ma. Niby ma pasować do okolicy, a w gruncie rzeczy wpasowuje się tylko w strategię marketingową - uważa związany z Centrum Architektury krytyk Grzegorz Piątek.
- Od razu chce się zadać pytanie, co rozumiemy pod pojęciem "miasto"? - zastanawia się z kolei historyk architektury Anna Cymer. - Inwestor, realizujący tę budowę, z całą pewnością uważa, że to zbiór pojedynczych działek, które należą wyłącznie do właścicieli, i że tylko oni mogą decydować o ich losie. Jeśli więc fantazja inwestora poszybuje w stronę absurdalnego zestawienia motywów udających stylowe, tę swoją wizję zrealizuje, bez oglądania się na otoczenie - ocenia.
Nie wiadomo, czy inwestor dostanie zgodę na nadbudowę. Budynek nie jest chroniony przez konserwatora zabytków. - Ani kamienica, ani ulica Kazimierzowska nie są pod naszą opieką. To zresztą problem całego Mokotowa. Niestety, coraz częściej powstają tu różne "gargamele" - zauważa Ewa Nekanda-Trepka, stołeczny konserwator zabytków. O projekcie Art Deco House wypowiadać się jednak nie chce: - Musi się z tym zmierzyć biuro architektury.
Karol Kobos