Wystarczyło kilka godzin, by policja zatrzymała trzy osoby, które zgłosiły, że przy stacji metra Dworzec Wileński jest bomba. Szybko złapano też "żartownisia" z Wilanowa.
Poważne konsekwencje, jakie grożą mężczyźnie oskarżonemu o fałszywy alarm bombowy na lotnisku w Modlinie, nie odstraszają naśladowców.
We wtorek wieczorem na numer alarmowy zadzwonił mężczyzna, informując, że w windzie na stacji metra Wileńska jest bomba. Stację przeszukano - okazało się, że był to fałszywy alarm.
Równolegle z przeszukaniem stacji policjanci poszukiwali autora powiadomienia. Z tego samego numeru telefonu zgłaszano interwencję w jednym z mieszkań na Targówku. Było to kolejne niepotwierdzone zgłoszenie.
Godzinę po otrzymaniu informacji o podłożonej bombie, na terenie działek przy ul. Nieświeskiej, zatrzymano trzy osoby: 27-letniego Ignacego W., 59-letniego Macieja F. oraz 39-letnią Magdalenę R. Wszyscy byli nietrzeźwi, mieli w organizmie od 2,2 do prawie 3 promili alkoholu.
Zatrzymani, wcześniej wielokrotnie notowani, trafili do policyjnego aresztu przy ul. Jagiellońskiej. W środę mieli usłyszeć zarzuty. Może im grozić nawet do 8 lat więzienia.
"Żartowniś" z Wilanowa
Wybryk tej trójki nie był jedynym tego typu zdarzeniem w Warszawie. Po południu młody chłopak zgłosił, że w budynku pogotowia opiekuńczego na Wilanowie znajduje się bomba, która eksploduje za kilka godzin. Na miejsce wezwano pirotechników oraz przewodnika z psem do wyszukiwania materiałów wybuchowych. Na szczęście ten alarm również był fałszywy.
Podniósł go 16-letni wychowanek pogotowia, który w rozmowie z policjantami przyznał, że informacja była żartem. Ze swojego poczucia humoru tłumaczyć się będzie przed sądem dla nieletnich. Oprócz odpowiedzialności karnej, może zostać pociągnięty do zwrotu kosztów akcji wszystkich służb ratunkowych.
ms/r
Źródło zdjęcia głównego: policja