Miała trzy godziny i ponad dwieście kilometrów do przejechania. Pani Sylwia musiała jak najszybciej dotrzeć do Warszawy na poważną operację, przeszczep wątroby. Wszystko szło dobrze do momentu wjazdu do stolicy, gdzie kobieta utknęła w korku.
Pierwsza wątroba, którą przeszczepiono pani Sylwii, nie podjęła funkcji prawidłowo. Kolejna szansa na nowy narząd pojawiła się nagle, ale trzeba było szybko dojechać do kliniki. - Zostawić pracę, rozpoczęty dzień, wszystko zostawić i jechać - wspomina kobieta. Chorą do Warszawy wiózł jej mąż. Podróż przebiegała sprawnie, choć, jak wspomina dziś kobieta, dla niej była to cała wieczność. Gdy małżeństwo było już prawie u celu, na Bitwy Warszawskiej stanęli w korku.
- Mi ręce opadły. Przyjeżdżałam tutaj na kontrolę i wiem, jak droga wygląda. Ale szczęśliwie się złożyło, że patrol policji stał - opowiada pani Sylwia.
"Nawet chwilę się nie zawahałyśmy"
Mąż kobiety podjechał do policjantek i poprosił o pomoc.
- Na ulicy Bitwy Warszawskiej pracowałyśmy z koleżanką, kończyłyśmy już dokumentację kolizji drogowej, pan podjechał z panią i poprosili nas, czy byśmy nie pilotowały ich do szpitala na Banacha, bo spieszy się na operację. Nawet chwilę się nie zawahałyśmy. W cztery minuty byliśmy w szpitalu - opowiada sierż. Emilia Wolińska. - Czasu było bardzo mało, była to sytuacja dość nietypowa, ponieważ ja do pani zadzwoniłem około szóstej rano, pani mieszka w okolicach Konina, i tego czasu na dojazd do kliniki miała w granicach trzech godzin - mówi Krzysztof Zając, koordynator zespołów transplantologicznych.
"Miała ogromne szczęście. I my też"
O tym, jak ważny w tym przypadku jest czas, mówił lekarz, który wykonywał operację, Tadeusz Wróblewski. - Miała dużo szczęścia i my też. Pierwsza wątroba, która była przeszczepiona, nie podjęła funkcji prawidłowo. W ciągu pięciu dób ona była jeszcze raz przeszczepiana, i ta druga wątroba teraz funkcjonuje bardzo dobrze - mówi Wróblewski. I zaznacza, że w tym przypadku organizacja jest bardzo ważna. - Chorej, która przyjeżdża do kliniki i przygotowanie, i usunięcie wątroby, która źle funkcjonuje, to olbrzymi wysiłek organizacyjny - kończy. 49-letnia kobieta czuje się już dobrze, powoli wraca do zdrowia. - Po prostu mam nowe życie. Mam nowe życie i jestem szczęśliwa - mówi. A jej mąż, nie kryjąc emocji, dodaje: Dzięki ludziom dobrej woli mam żonę. Od nowa.
kz//ec