- Postępowania wszczęte w styczniu w sprawie incydentów podczas ubiegłorocznego Marszu Niepodległości obejmują kilka wątków - informuje Łukasz Łapczyński rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Propagowanie ustroju totalitarnego
Jak opisuje rzecznik, pierwszy z wątków dotyczy "propagowania totalitarnego ustroju państwa lub publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych".
Drugi - kradzieży z użyciem przemocy banera z napisem "kobiety przeciw faszyzmowi", trzeci - kierowania gróźb karalnych, czwarty - stosowania przemocy i groźby bezprawnej wobec grupy osób zgromadzonych przed banerem z napisem "Konstytucja" z powodu ich przynależności politycznej.
- Kolejny dotyczy publicznego znieważenia symbolu Polski Walczącej poprzez umieszczenie go na biało- czerwonej fladze i prezentowanie wspólnie z flagami przedstawiającymi symbole krzyża celtyckiego - wyjaśnia Łapczyński. Dodaje, że śledczy sprawdzają też wątek sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób, poprzez użycie na masową skalę środków pirotechnicznych.
Przypomnijmy, na tvnwarszawa.pl opublikowaliśmy film, na którym słychać okrzyki obrażające urzędującą wówczas prezydent Warszawy - Hannę Gronkiewicz-Waltz oraz premiera Mateusza Morawieckiego.
Padły takie hasła jak: "Co ty na to Hanka szmato", "Morawiecki chcesz Murzyna, to go sobie w domu trzymaj", "PiS PO jedno zło, Młodość Wiara Nacjonalizm, Europa dla Europejczyków", "Polska tylko dla Polaków".
Próba blokady marszu
Znieważenie flagi, atak na dziennikarkę
Wcześniej - 16 listopada ubiegłego roku - prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące znieważenia flagi państwowej, na której ktoś umieścił krzyż celtycki.
- Trzecie, wszczęte dzień później postępowanie, dotyczy stosowania przemocy i groźby bezprawnej wobec dziennikarki "Gazety Wyborczej" - mówi Łukasz Łapczyński.
O sprawie również informowaliśmy na tvnwarszawa.pl. Na opublikowanym przez "Wyborczą" nagraniu widać, jak nagrywająca materiał wideo dziennikarka jest zaczepiana przez jednego z uczestników marszu. Zostaje też popchnięta. Ciągle słychać wyzwiska pod jej adresem.
Reporterka wzywała pomocy, a także próbowała tłumaczyć, że wykonuje swój zawód. Kiedy wyjaśniała, że jest dziennikarką i ma prawo uczestniczyć w marszu, słyszała "proszę odejść". Jeden z zamaskowanych mężczyzn groził jej również zniszczeniem sprzętu nagrywającego.
Reporterka zaatakowana podczas marszu
W toku
- Postępowanie dowodowe jest w toku. Prokurator wystąpił do stacji telewizyjnych oraz portali telewizyjnych o przesłanie materiału video, na którym utrwalono zdarzenia naruszające porządek prawny. Ponadto policjanci w toku prowadzonego śledztwa analizują posiadane nagrania z monitoringów, dokonują ich procesowych oględzin, przesłuchują świadków oraz wykonują szereg innych czynności procesowych, zmierzających do pełnego ustalenia okoliczności zdarzeń objętych postępowaniem - informuje nas Łukasz Łapczyński.
Ponadto - jak informuje rzecznik - już 30 listopada została wydana decyzja w postępowaniu dotyczącym publicznego spalenia flagi Unii Europejskiej. Na nagraniu, do którego dotarła TVN24, widzimy mężczyznę w kominiarce. Stoi przed tłumem i wymachuje flagą Unii, która chwilę później staje w ogniu. Trzyma ją kilku mężczyzn.
- W tym zakresie wydano postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa, ponieważ czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego określonego w kodeksie karnym - mówi Łapczyński.
Dlaczego? Jak wyjaśnia Łapczyński, kodeks karny nie przewiduje nakładania kar, kiedy ktoś znieważa znaki organizacji międzynarodowych czy ponadnarodowych.
- Tym samym zniszczenie flagi Unii Europejskiej nie stanowi przestępstwa określonego w kodeksie karnym. Może natomiast w określonych okolicznościach stanowić realizację wykroczenia. W tym zakresie postępowanie w ramach swojej właściwości rzeczowej prowadzi policja - mówi Łapczyński.
Podpalenie flagi UE
Co zrobiła policja?
Policja wyznaczył pięć tysięcy złotych nagrody za wskazanie sprawców spalenia flagi. Jeszcze tego samego dnia Ziemowit Przebitkowski, prezes Młodzieży Wszechpolskiej stwierdził, że to on jest sprawcą. Poinformował o tym na Twitterze. Liczył na nagrodę.
- Nie był on jedną osobą, od której otrzymaliśmy informację odnośnie osób naruszających prawo. Każdorazowo przyznanie nagrody wiąże się z potwierdzeniem, że dana informacja była istotną dla naszych czynności. Ta taką nie była - mówi Sylwester Marczak, rzecznik stołecznej policji. Dodaje, że policjanci wciąż prowadzą postępowanie w tej sprawie. Na razie jednak nikt nie usłyszał zarzutów z kodeksu wykroczeń za podpalenie flagi.
Równolegle w Komendzie Stołecznej Policji prowadzone jest postępowanie w kierunku naruszenia artykułu 52 paragraf 1 Kodeksu wykroczeń, czyli posiadania materiałów pirotechnicznych podczas zgromadzenia.
Osobom, które używały rac podczas marszu, grozi mandat w wysokości od 20 do 500 złotych.
- W każdym przypadku o wysokości decyduje policjant prowadzący czynności - informował w listopadzie Marczak - W przypadku odmowy przyjęcia mandatu policja może skierować sprawę do sądu.
Jak informują policjanci, do tej pory ukaranych mandatami zostało sześć osób. Ostatnia osoba została ukarana za race miesiąc temu - 11 grudnia.
kz/pm