"Ludzie poplątali się ze sobą". Tragiczne święta sprzed 137 lat

Rysunek obrazujący tragedię na schodach kościoła w 1881 roku
Rysunek obrazujący tragedię na schodach kościoła w 1881 roku
Źródło: J. Maszyński/POLONA
Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia w Warszawie nie zawsze był spokojny. W 1881 roku zakończył się tragedią w kościele św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu.

Te wydarzenia sprzed 137 lat zmieniły grudniowe święta w ponury czas. Początek historii był jednak zwyczajny, jak na 25 grudnia przystało.

Ktoś krzyknął "pali się", ale pożaru nie było

Jak czytamy na stronie e-kartka z Warszawy stworzonej przez Dom Spotkań z Historią, w kościele św. Krzyża odbywała się tradycyjna, południowa msza. Stawiły się rzesze wiernych. Stali w ścisku. Nagle padło hasło: "pali się".

Osoby znajdujące się w pierwszych rzędach świątyni początkowo nawet tego nie odnotowały, tymczasem w tylnych - zapanowała panika. Wierni zaczęli przepychać się do wyjścia i napierać na siebie. Tragedia rozegrała się na schodach od strony Krakowskiego Przedmieścia. Tak ją opisywał jeden ze świadków, cytowany przez "Kurjer Warszawski" (pisownia oryginalna):

"Groza katastrofy zdaniem mojem powodowaną była zaparciem się publiczności na schodach, w pierwszym rzędzie, tuż przy chodniku. Nastąpiło coś niewytłómaczonego. Znajdujący się na schodach poplątali się ze sobą, tak iż w żaden sposób nie można ich było wycofać na ulicę. Gdy się tu u dołu duszono, na górze było dość przestronnie. Stojący w pierwszym rzędzie ginęli zdaje się w oczach setek ludzi bez ratunku. Niestety, wszelkie trudy w celu wyrwania duszących się, splątanych, bez ruchu prawie będących okazały się jednak nadaremnemi. Katastrofa spełniła się w ciągu kwadransa".

Przyjechała straż ogniowa – ratownicy przy pomocy drabin próbowali pomagać wydostać się ściśniętym osobom. Ranni byli opatrywani na miejscu lub przewożeni do szpitali. Efekt całego zajścia był jednak tragiczny: zginęło od 20 do 30 osób (różne źródła podają różne liczby), kilkadziesiąt zostało rannych.

Przyczyny tragedii badała prokuratura. Ustalono, że prawdopodobnie wszystko rozpoczęło się od tego, że w tylnych rzędach zemdlała jedna z kobiet. Wówczas zareagował jej mąż. Miał powiedzieć, że kobiety mdleją, kolejna osoba miała krzyknąć "wody", a następna zrozumiała to opacznie, myśląc, że doszło do pożaru.

Antysemicka plotka wywołała zamieszki

Jakby tego było mało, po Warszawie rozniosła się plotka, że za nieszczęściem stoją Żydzi. Tak zaczęły się antysemickie rozruchy. Niszczone były sklepy i stragany żydowskich kupców. Niektórzy byli bici, a dwóch w wyniku zamieszek straciło życie. Ataki zakończyły się 27 grudnia.

"Ponad 10 tys. Żydów doznało mniejszych lub większych strat materialnych. Cała prasa jednogłośnie potępiła prowodyrów zamieszek, wskazując na ciemnotę, łobuzerstwo, młody wiek uczestników" – czytamy na stronie e-kartka z Warszawy.

Portal przypomina, że rozruchy antyżydowskie w Warszawie "były następstwem dużo szerszego zjawiska, narastającego w Imperium Rosyjskim antysemityzmu". W marcu 1881 roku w wyniku zamachu zginął car Aleksander II. I choć tylko jedna z uczestniczek spisku była Żydówką, to wina przechodziła na cały naród. Zamieszki trwały do 1884 roku.

CZYTAJ TEŻ O HISTORII SERCA FRYDERYKA CHOPINA I KOŚCIELE ŚWIĘTEGO KRZYŻA:

Historia serca Chopina

Źródło: Artur Węgrzynowicz/ tvnwarszawa.pl
Chopin pragnął, by jego serce spoczęło w Polsce
Chopin pragnął, by jego serce spoczęło w Polsce
Teraz oglądasz
Początkowo duchowni nie godzili się na to, by serce spoczywało w kościele
Początkowo duchowni nie godzili się na to, by serce spoczywało w kościele
Teraz oglądasz

Historia serca Chopina

ran/b

Czytaj także: