- Dokumentacja długo krążyła między Państwowym Rejestrem Statków a Zarządem Mienia. Faktem jest, że trwało to długo, ale widzimy już koniec. Brakuje nam tylko części dotyczącej instalacji elektrycznej – mówi tvnwarszawa.pl Marek Piwowarski, pełnomocnik ratusza ds. Wisły.
Komplet dokumentów ma być gotowy do końca października. Potem będzie je musiał zatwierdzić jeszcze Państwowy Rejestr Statków. Dopiero wtedy armator, który zawarł z miastem umowę w trybie partnerstwa publiczno-prywatnego, będzie mógł rozpocząć prace. Na ich realizację będzie miał 16 miesięcy.
Za dokumentację odpowiada firma Navalconsulting ze Szczecina. Wcześniej pracowała nad nią inna spółka, ale wycofała się ze współpracy ze stołecznym Zarządem Mienia.
"Szokująco wielka dokumentacja"
Marek Piwowarski przyznaje, że nie spodziewał się, iż zadanie będzie tak skomplikowane i porównuje je do procesu homologacji samochodu.
- Dokumentacja tej małej jednostki jest szokująco wielka. Chyba najlepiej obrazuje to fakt, że liczy więcej segregatorów, niż na dwukilometrowy odcinek bulwarów, którymi też się zajmujemy – tłumaczy pełnomocnik ds. Wisły.
Głównym źródłem problemów jest konieczność zmiany klasy Lubeckiego. Ponadstuletni statek był kiedyś zwykłym holownikiem rzecznym. Żeby stać się pełnoprawną jednostką pasażerską musi spełnić szereg wymogów technicznych. A wszystko musi mieć swoje potwierdzenie w "papierach".
Wyśrubowane normy
Piwowarski zwraca też uwagę, że normy żeglugi rzecznej w naszym kraju są bardzo wyśrubowane, bo powstawały w oparciu o normy obowiązujące na niemieckim Renie, rzece o wiele potężniejszej, niż jakakolwiek z polskich rzek.
- Gdyby to była jednostka historyczna czy edukacyjna przycumowana przy brzegu nie byłoby żadnego kłopotu. Jednak zdecydowaliśmy się na inny, znacznie ambitniejszy wariant. Chcemy, żeby Lubeckim mogło podróżować bezpiecznie prawie 200 osób – podsumowuje urzędnik.
Kiedy bocznokołowiec ruszy w swój pierwszy rejs? Jeśli kwestie dokumentów uda się sfinalizować do końca roku, a armator wykona swoje prace w terminie, realnym jest rok 2016.
Tak statek wyglądał kilka lat temu:
Statek wymaga ogromnego nakładu pracy
Ponad sto lat historii
Historia holownika sięga początków XX wieku. Złożono go w stoczni Paruszewskiego we Włocławku z części wyprodukowanych w Sankt Petersburgu na zlecenie potentatów branży naftowej - braci Nobel. Zwodowany w 1912 roku statek, dostał nazwę Poljak. Jednostkę wprawiały w ruch boczne koła napędzane silnikiem naftowym, który można dziś oglądać w Muzeum Techniki.
Na trasie Warszawa-Gdańsk statek holował przede wszystkim barki z naftą i ropą. Ale w jego długiej historii zdarzały się także transporty węgla, kamieni, żywności czy zwierząt. Na przestrzeni lat zmieniała się także nazwa bocznkołowca - był Lubeckim, Zimsenem, Karlem Bluwe, Warmią i znów Lubeckim.
Pływał do 1972 roku, później był wykorzystywany jako restauracja i siedziba yacht-klubu przy Zalewie Zegrzyńskim.
Piotr Bakalarski