Legia w ekstraklasie jest po prostu bezkonkurencyjna. W 3. kolejce do Warszawy przyjechało Podbeskidzie, z którym warszawianie w ostatnich dwóch latach mieli problemy. Tym razem bielszczanie nie stawili im żadnego oporu i przegrali 0:4.
Przed pierwszym gwizdkiem spotkania mieliśmy minutę ciszy, głośną syrenę i chóralnie odśpiewanego "Mazurka Dąbrowskiego". Powodem była oczywiście 69. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, która wypadła dwa dni wcześniej.
Zobacz oprawę na Ekstraklasa.tv.
Mocno skoncentrowało to gospodarzy i od pierwszych minut spotkania zapowiadało się na to, że przejadą się po kolejnym ligowym rywalu. Sytuację sam na sam zmarnował Marek Saganowski, później dwa razy został złapany na dość dyskusyjnych spalonych, generalnie warszawianie nie schodzili z połowy Podbeskidzia.
Podopieczni Czesława Michniewicza do głosu doszli dopiero po ponad pół godzinie gry i w ciągu kilku minut stworzyli sobie trzy doskonałe sytuacje. Najpierw potężny strzał Marcina Wodeckiego nad poprzeczką przeniósł Dusan Kuciak, później minimalnie niecelnie uderzali Fabian Pawela i Adam Deja.
Jak płachta na byka
Zapędy gości podziałały na Legię jak płachta na byka. Piłkarze Jana Urbana dali się wyszumieć rywalom, wyprowadzili kontratak i otworzyli wynik. Z lewej strony świetnie dośrodkował Michał Żyro i tym razem Saganowski zrobił swoje, skutecznie wykańczając akcję głową.
W drugiej połowie mistrzowie Polski udowodnili, że z ich potencjałem kadrowym w ekstraklasie nie może równać się nikt. Swoje pierwsze bramki dla zespołu zdobyli sprowadzeni latem Helio Pinto i Henrik Ojamaa, a rzut karny zamieniony na gola przez Wladimera Dwaliszwiliego wywalczył debiutujący Łukasz Broź.
Legii ciągle było mało i raz za razem atakowała bramkę Podbeskidzia. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że warszawianie nie wystrzelali się przed rewanżowym meczem z Molde w kwalifikacjach Ligi Mistrzów.
Inną sprawą jest to, że w trzech kolejkach ekstraklasy zaaplikowali rywalom dwanaście bramek i stracili tylko jedną, a w rozgrywkach kontynentalnych męczą się niemiłosiernie. Mniejsza o Norwegów, ale takiego oporu jak walijskie The New Saints nie postawił liderowi żaden ligowy rywal.
Podbeskidzie: Musimy nad sobą pracować
iwan/sport.tvn24.pl