Po 30 kolejkach tabela dzieli się na dwie ośmiozespołowe grupy: mistrzowską i spadkową. Na koniec rundy zasadniczej gra toczy się również o pierwsze miejsce, które przed decydującą rundą (po siedem spotkań w każdej z dwóch grup) daje liderowi przewagę w postaci meczów u siebie z najgroźniejszymi rywalami do tytułu. By uniknąć kunktatorstwa, wszystkie konfrontacje tej kolejki wystartowały o tej samej godzinie. To już w Polsce tradycja. Trzy najlepsze drużyny grały na swoich stadionach. Pierwsza do soboty Jagiellonia (54 punkty) grała z Wisłą Płock, wicelider Lech (52) z czwartym Górnikiem Zabrze, a trzecia Legia (51) z Pogonią. W Białymstoku po niespełna trzydziestu minutach przecierano oczy ze zdumienia, bo Jaga przegrywała i to 0:2 (oba gole autorstwa Arkadiusza Recy).
Legii się upiekło
W tym momencie w wirtualnej tabeli punktami z Jagiellonią zrównała się Legia, która prowadziła po dość szczęśliwym golu Kaspra Hamalainena. Oba zespoły formą nie rozpieszczają - Jaga przegrała dwa z ostatnich trzech ligowych spotkań, Legia bez punktów skończyła dwie poprzednie kolejki. Mistrzowie Polski po objęciu prowadzenia zamiast iść za ciosem jakby odpuścili. To Pogoń doszła do głosu, w krótkim odstępie czasu Arkadiusz Malarz dwukrotnie z najwyższym trudem bronił swój zespół przed utratą gola. Później jeszcze raz się napocił, gdy strzelał Adam Frączczak. Legii się upiekło.
Palpitacje w Poznaniu
Chwilę przed przerwą z fotela lidera strącił Jagiellonię poznański Lech, który w doliczonym czasie pierwszej połowy prowadził za sprawą Kamila Jóźwiaka. Gospodarze goli nastrzelać powinni więcej, ale brakowało im precyzji i szczęścia. Jak wtedy, gdy po strzale Tymoteusza Klupsia piłkę z linii bramkowej wybił jeden z obrońców Górnika. Jagiellonia przegrywała, Lech i Legia solidarnie wygrywały. W drugiej połowie mistrzowie kraju dobili Pogoń golami Jarosława Niezgody i Sebastiana Szymańskiego, mieli jeszcze strzał w poprzeczkę (Domagoj Antolić). W Warszawie było po meczu. Ciekawiej za to robiło się w Białymstoku i Poznaniu. Jagiellonia rzuciła się do pościgu, gola kontaktowego strzelił Martin Pospisil. Kibice z Podlasia łudzili się przez nieco ponad 20 minut, bo wtedy goście znów błysnęli, a konkretnie Semir Stilić. Piłka po strzele Bośniaka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Gospodarze już się nie podnieśli. Lech tymczasem zapewnił swoim sympatykom palpitacje serca. Najpierw dał się dognić (gol kadrowicza Damiana Kądziora z karnego), by odpowiedzieć po paru chwilach. Na 2:1 trafił Łukasz Trałka, a już w doliczonym czasie wynik poprawił Radosław Majewski.
Lech liderem, z atutem w ręku
To mogą być gole na wagę mistrzowskiego tytułu. Przed decydującą serią spotkań Lech jest liderem, ma 55 punktów, a Jagiellonia i Legia po 54 (Jaga jest druga, bo ma lepszy bilans bezpośrednich meczów z warszawskim zespołem). Ale to Kolejorz ma teraz w ręku atut w postaci gry u siebie z najgroźniejszymi konkurentami. CZYTAJ TEŻ NA SPORT.TVN24.PL twis