To była diametralnie inna Legia od tej, która zdemolowała Cracovię w Warszawie ledwie sześć dni temu. Wtedy trudno było wskazać choć jeden jej słaby punkt, w Lubinie choć jeden pozytywny. Zawodzili wszyscy. Nie było agresji, którą faworyt do mistrzowskiej korony zajeżdżał kolejnych przeciwników, nie było dogodnych sytuacji (pierwsza dopiero w 60. minucie!), nie grał kontuzjowany Jakub Rzeźniczak, toteż nie było szczelnej obrony.
Bez argumentów
Pierwszy raz poważnie zawiodła po kilkunastu minutach. Legioniści zdrzemnęli się przy rzucie rożnym, nie upilnowali Jakuba Tosika i prowadziło Zagłębie. Zasłużenie, bo gospodarze odebrali Legii wszystkie argumenty, a sami wyglądali, jakby naładowali baterie na zapas. Byli szybsi, a gdy trzeba było, dominowali w walce wręcz i byli zabójczo skuteczni.
Przed przerwą kandydat Zagłębia do wyjazdu na Euro 2016 Filip Starzyński pokazał trochę magii, jednym dotknięciem piłki uruchomił Krzysztofa Piątka, a ten zrobił to, co uwielbia robić z Legią - strzelił jej trzeciego gola w trzecim meczu.
Legia była bezradna. W pierwszej połowie nie stworzyła sobie nawet pół dogodnej sytuacji do strzelenia gola. Po raz pierwszy bramkarz Zagłębia Martin Polacek był w opałach po godzinie gry, gdy wreszcie obudził się Nemanja Nikolić. Było blisko, skończyło się na obiciu poprzeczki. Miejscowi oddali inicjatywę, ale chyba celowo. Jakby wiedzieli, że Legia w tym dniu krzywdy im nie zrobi. Mieli rację.
Zagłębie Lubin - Legia Warszawa 2:0
Bramki: Jakub Tosik (12), Krzysztof Piątek (44)
twis / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Aleksander Koźmiński