Koty na płoty, a Ewa zamyka oczy

Źródło:
tvnwarszawa.pl
Prokuratura o zarzutach
Prokuratura o zarzutachTVN24
wideo 2/4
9-latka nie żyje. Kierowca karetki: chciałem szybciej dotrzeć do szpitala

"Jestem Jaś. Wiesz, że moja siostra Ewa zginęła na przejściu dla pieszych? Miała dziewięć lat. Teraz jest na Księżycu".

Najpewniej tak powiedziałby czteroletni Jaś, gdyby mnie zobaczył. Tak mówi innym: rodzicom, kolegom z przedszkola, ale i całkiem obcym ludziom.

**

Ewa.

Na każdym zdjęciu uśmiechnięta. Na filmach, które pokazuje mi jej mama tańczy, śpiewa, gra na pianinie. Wierna fanka Michaela Jacksona. Pływa, jeździ rowerem, gotuje. Miała swój strój kucharski z wielką czapą szefa kuchni. Profesjonalistka.

Śliczna. Iskry w oczach. Uśmiechem kupiłaby wszystkich. Taka śmieszka! Na fotografiach z zeszłorocznych świąt Bożego Narodzenia dumnie rozdaje prezenty rodzinie. Wyczekiwana córka. Starsza siostra. Pierwsza wnuczka.

Kochała zwierzęta. W dziecięcych planach widziała siebie jako weterynarza. Albo w podróży do Afryki. Szykowała się do pierwszej komunii.

Biała sukienka wisiała już w szafie.

Ewa została pochowana na jednym z pruszkowskich cmentarzy. Jej miejsce przy wigilijnym stole było puste.

Wierszyk na dobranoc

Wieczorne usypianie w domu Ewy to rytuał. Najpierw przytulanie, wygłupy, później książka. Agnieszka, mama Ewy: - Mąż pamięta wieczór przed wypadkiem. Byłam w pracy. Próbował uśpić Jasia. Ewa stanęła w progu zmartwiona, bo też by chciała. Paweł powiedział, że za chwilę przyjdzie. Kiedy wszedł do jej pokoju Ewa już spała. Przykrył ją, pocałował i poszedł spać.

Dziewczynka nie zdążyła usłyszeć wierszyka, który zawsze na zmianę z rodzicami recytowała przed snem: "Dobranoc. Kolorowych snów. Karaluchy pod poduchy, a szczypawki pod paszki. Koty na płoty, a Ewa zamyka oczy".

Agnieszka: - Do dziś mąż zarzuca sobie, że nie uśpił jej ostatniego dnia. A wierszyk? Wierszyk wyryliśmy na grobie Ewy.

Już rano dziewczynkę obudziła mama. – Córka siadła na łóżku i powiedziała: mamusiu, możesz mnie przytulić?

A później wszyscy się rozeszli do swoich obowiązków. Agnieszka i Paweł pojechali do pracy. Jaś do przedszkola. Ewa do szkoły. W domu mieli zobaczyć się wieczorem. I chyba żadne z nich nawet przez sekundę nie pomyślało, że będzie inaczej. Że o w pół do czwartej Paweł i Agnieszka odbiorą telefon, którego żaden rodzic nigdy nie chciałby odebrać.

Ewa wracała ze szkoły Archiwum rodzinne

Machnął ręką i poszła

Ewa wracała już ze szkoły. Zawsze wychodziła o 15.

Z dużym, czarno-różowym plecakiem szła chodnikiem przy ulicy Promyka w Pruszkowie. Do domu miała już tak blisko.

Dziewczynkę z daleka zobaczył Robert J. Testował akurat auto, które chwilę wcześniej naprawił. Jechał Promyka od wsi Moszna w kierunku centrum. Dojechał do Robotniczej, gdzie przy przejściu dla pieszych stała właśnie Ewa. Mieszkał w tym miejscu od 27 lat, wiedział, że jest niebezpiecznie. Szeroka droga, duży ruch. Obok zaplecze spedycyjne. Kilka szkół. Szczyt. Ludzie wracali z pracy.

Zatrzymał się przed pasami.

Robert J. przed sądem: - Machnąłem jej ręką, że może przejść.

I Ewa weszła powoli na przejście. – Nie wtargnęła przed samochód, bo wtedy musiałbym hamować. Szła spokojnie, dziecięcym krokiem. Nie była niczym zajęta, tylko szła. I ledwo co wychyliła się zza mojego samochodu. Wtedy została uderzona przez karetkę.

Na bombach

Piotr K., 60-letni kierowca karetki z kilkunastoletnim stażem jechał wtedy z salowym – Emilianem G. Tego dnia mieli jedynie odwieźć pacjenta ze szpitala do domu. Już wracali.  Piotr K. od razu włączył sygnały świetlne i dźwiękowe choć – jak przyznali podczas rozprawy obaj mężczyźni – nigdzie im się nie śpieszyło.

- Tego dnia mogliśmy na spokojnie wracać do szpitala, bo nie było w nim nic nagłego – mówił Emilian G. w sądzie. - Ale Piotr w pewnym momencie przyśpieszył. Zaczął wymijać nerwowo samochody.

Emilian G.: - Jechał szybciej niż powinien tą drogą, a był to teren zabudowany. W mojej ocenie jechał niebezpiecznie.

"Przepuściłem ją na śmierć"

Aż wreszcie dojechali do Promyka, tuż przy skrzyżowaniu z Robotniczą. Na ich pasie stał ciemny samochód (jechał nim właśnie Robert J.). Auto zatrzymało się przed pasami dla pieszych. Piotr chciał je ominąć pasem w przeciwnym kierunku. Karetką bujnęło. Emilian zdążył tylko podnieść głowę.

Emilian G.: - W ostatniej sekundzie zorientowałem się, dlaczego samochód przed nami się zatrzymał. Krzyknąłem „stój”, ale to było pół sekundy przed uderzeniem, nie było czasu by nadepnąć hamulec.

Przez przejście przechodziła już Ewa. Karetka, która – jak ocenili biegli – w terenie zabudowanym jechała ponad 104 km/h potrąciła dziewczynkę. Ewa upadła kilkadziesiąt metrów dalej. Piotr i Emilian wybiegli z karetki. Z auta wyszedł mężczyzna, który ustąpił pierwszeństwa dziewięciolatce. Był roztrzęsiony.

Świadek na miejscu zderzenia: - Mężczyzna krzyczał. Krzyczał, że przepuścił ją na śmierć.

Emilian relacjonował: - Krzyknął, że "specjalnie go zatrzymałem", "co z was za ratownicy”. My pobiegliśmy do niej. Piotr zaczął dzwonić po karetkę. Podszedłem do niej, kucnąłem. Piotr powiedział, by jej nie ruszać, bo zaraz przyjedzie pomoc.

Agnieszka: - Na rozprawie Robert unikał naszego wzroku. Czuł się odpowiedzialny za jej śmierć, a on zrobił wszystko tak jak się należy. Chciałabym, żeby o tym wiedział, że nie mamy do niego pretensji, że zrobił wszystko jak należy.

Spod ziemi

Robert J. - Nie sprawdzali tętna, pulsu, nie sprawdzali, czy dziewczynka żyje. Oczekiwałem na przyjazd służb. Zobaczyłem, że od strony szkoły idą dzieci i krzyknąłem im, "by czymś ją przykryli". Zdążyłem zabrać jej buty z przejścia dla pieszych, kiedy przyjechały karetka i policja.

Świadek z miejsca zdarzenia: - Karetka wyjechała jakby spod ziemi. Dziecko odleciało na dwadzieścia metrów.

Ewa zmarła na miejscu.

"Karetki nie było widać, ani nawet dobrze słychać"
"Karetki nie było widać, ani nawet dobrze słychać"TVN24

Telefon

Kwadrans później mama Ewy dostaje pierwszy telefon. Od przyjaciółki. Było wpół do czwartej. Dziewczynka powinna być już w domu.

Agnieszka: - Edytka powiedziała: Słuchaj był jakiś wypadek. Dziecko z dziesiątki (Szkoła nr 10 - red.). I najprawdopodobniej z trzeciej klasy. I najprawdopodobniej jakaś Ewa.

Agnieszka spojrzała na zegarek i odpowiedziała tylko: Ewa? Na pewno nie. Już powinna być w domu. Ale Ewy telefon nie odpowiadał, a i drzwi do domu nikt nie otwierał.

Zdążyła zadzwonić do męża i wsiadła na rower. 

Agnieszka: - Jechałam, jak się dało. Na skróty. Wszystko pamiętam jak we mgle. Kordon policji. Jakieś karetki. I wśród ludzi - kuzynka jej męża.

I wtedy, jak zobaczyła jej twarz, już wiedziała, że to Ewa. I że już więcej nie zobaczy swojego dziecka.

Księżyc ma kształt serca

Wieczorem siedli na łóżku z Jasiem.

- Musimy ci powiedzieć coś o Ewie – zaczęli.

Ale on nie chciał słuchać.

- Musisz wiedzieć – przekonywali. I powiedzieli, że Ewa miała wypadek, że potracił ją samochód i już nie wróci. A on na to: Ewa jest z nami, póki o niej pamiętamy i każdy z nas ma po kawałku jej serduszka w naszych.

Na pogrzebie, kiedy wszyscy się już rozeszli Jaś powiedział: chcę wrócić do Ewy. Wrócił z tatą na cmentarz. Pierwszy raz płakał.

Jaś ma swoją wersję. Mówi, że Ewa jest na Księżycu. I że kiedyś założy strój Spidermana i tam poleci. Z serduszkiem życia dla siostry. I wrócą już razem. Albo zbuduje robota Ewę. Choć sam przyznał: to nie będzie już to samo.

Całuje zdjęcie dziewczynki na grobie i mówi: kocham cię, jesteś najlepszą siostrą na świecie. Czasem, gdy wygłupia się z rodzicami, nagle zatrzymuje się w pół gestu i mówi: nie możemy się śmiać, bo Ewy nie ma. A oni tłumaczą mu, że powinni się śmiać, a nawet muszą. Dla Ewy. Choć serce im pęka.

Agnieszka: - Brakuje przytulania, jej marzeń, uśmiechu, chichrania, łaskotek, głosu. Jak wieczorem przytulam Jasia, to mam wrażenie, że ona przytula się do mnie. Agnieszka słyszy, jak Paweł wstaje w nocy i płacze. – Wtedy myślę: Boże, jak mam mu pomóc – mówi.

Ale wiedzą, że choć czasem nie mają siły żeby wstać, to muszą. Dla Jasia. - Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zakopać się w łóżku. Musimy znaleźć sens, żeby wstać z łóżka i zrobić śniadanie. To codzienna walka. Żeby wstać i żyć dla syna.

Tragiczny wypadek w Pruszkowie
Tragiczny wypadek w PruszkowieTomasz Zieliński, tvnwarszawa.pl

Zarzuty i proces  

Piotr K. za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym zarzuty usłyszał w kwietniu. Już prokuratorowi przyznał, że nie powinien włączyć sygnałów dźwiękowych i świetlnych. Dlaczego to zrobił? Łukasz Łapczyński rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie: - Oświadczył, iż mimo to sygnały włączył, by szybciej dotrzeć do szpitala, by wykonać kolejne zlecenie przewozu pacjenta.

Mężczyzna na proces czekał w areszcie. Pierwsza rozprawa odbyła się pół roku po wypadku. K. ponownie przyznał się do spowodowania wypadku, ale nie chciał składać wyjaśnień. Zgodził się jedynie udzielać odpowiedzi na pytania sądu.

Piotr K.: - Myślałem, że samochód mi ustępuje miejsca. W ostatniej chwili zobaczyłem dziewczynkę.

Przekonywał, że nie zauważył ani znaków, ani przejścia dla pieszych. - Dziewczynkę zauważyłem, kiedy uderzyła w mój błotnik. Gdybym widział ją wcześniej, to bym bardziej odbił samochodem na lewą stronę. Przepraszam, ale nie rozumiem pytań, jest to dla mnie ciężkie, co się stało – mówił, kiedy sąd próbował dopytać o szczegóły.  

Rodzice Ewy pokręcili tylko głowami: nie wybaczamy.

"Był nerwowy"

Jakim kierowcą był K.? Zdania są podzielone. Salowy, który towarzyszył kierowcy w dniu wypadku zeznał, że "nerwowym".

Emilian G.: - Włączając sygnały kierowca spodziewa się, że ludzie, którzy są w innych samochodach, będą reagować, ustępować. Nie zawsze wszyscy to słyszą. Oskarżony był nerwowy na tych, którzy nie ustępowali pierwszeństwa. Nieuzasadnione było używanie sygnalizacji. Nie zwracałem oskarżonemu uwagi, ponieważ o tym nie decyduję. Ten, kto się decyduje na włączenie sygnalizacji, to godzi się na odpowiedzialność za jej włączenie.

"Spokojny, doświadczony, przestrzegał przepisów"

W całkiem innym tonie o oskarżonym mówił jego szef – Waldemar M. - Telefonicznie dowiedziałem się od oskarżonego o wypadku. Przekazał mi, że stało się nieszczęście. Był zrozpaczony, w płaczu.

I zapewnił, że Piotr był doświadczonym, dobrym i spokojnym kierowcą, że zawsze stosował się do przepisów drogowych. Że przez trzynaście lat pracy nie było na niego nawet jednej skargi: ani od ludzi, ani ze szpitala. - Kiedyś miał wezwanie do pacjenta, u którego zatrzymała się akcja serca. Powiadomił nas o tym, ale wcześniej sam podjął akcję ratunkową. Piotr pomagał też komuś, kto wpadł do rowu pod Pruszkowem. To jest tragedia, co się stało. On sam też ma dziecko. Piotr zawsze każdemu pomógł.

Szpital psychiatryczny

Podczas pierwszej rozprawy sąd przesłuchał niemal wszystkich świadków. W sądzie miała zjawić się jeszcze dyspozytorka oraz naoczny świadek wypadku. Ale proces został bezterminowo odroczony. Powód? Oskarżony, w związku ze swoim stanem psychicznym, na własne życzenie trafił do zakładu psychiatrycznego. Jego obrońca w związku z tym wniósł o odroczenie rozprawy. Przekonywał, że K. chce być podczas rozpraw na sali, aby się bronić.

Sąd przychylił się do tego wniosku.

W sprawie powołano też biegłych psychiatrów, którzy mieli rozstrzygnąć, czy K. w momencie zdarzenia był poczytalny oraz czy teraz może brać udział w postępowaniu. Ci uznali, że K. przekraczając w kwietniu prędkość wiedział, co robi ale teraz jego stan psychiczny nie pozwala na branie udziału w procesie. Ale nie wskazali, kiedy na rozprawie będzie mógł się już pojawić.

Sąd wniósł więc o uzupełnienie opinii. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, kolejna rozprawa może odbyć się za około trzy miesiące.

Rodzina: - Jesteśmy na każdej rozprawie.  Pomimo, że jesteśmy pod opieką psychologa, przyjmujemy leki. Pomimo nerwów, płaczu, nieprzespanych nocy. Bo chcielibyśmy zakończyć sprawę, chcielibyśmy, żeby sprawca poniósł konsekwencję swych durnych decyzji. Skoro miał odwagę wdepnąć w pedał gazu, to niech podda się karze. Każda rozprawa to powrót do niechcianych wspomnień z tego dnia. Uważamy, że każdy kto przekracza tak znacznie prędkość powinien być sądzony jak zabójca.

Agnieszka: - To byłoby zakończenie pewnego etapu. Powoli moglibyśmy się cieszyć małymi rzeczami. Dopóki nie będzie wyroku, my nie wiemy, co robić, jak iść, gdzie iść i czy my w ogóle możemy iść i się cieszyć.

Wyprowadzka

Agnieszka i Paweł właśnie wprowadzą się do pokoju Ewy. Zwalniają swój pokój dla brata Agnieszki. Ale nie mają jeszcze odwagi spakować rzeczy córki. - Zadzwoniłam do przyjaciółki i powiedziałam: czuję się, jakbym ją wyprowadzała. A ona powiedziała: Agnieszka, przecież wy się do niej wprowadzacie.

27 grudnia to urodziny Agnieszki. Pytam ją o życzenie. - Chciałabym móc cofnąć czas – odpowiada bez wahania.

** O stanowisko w tej sprawie chcieliśmy zapytać obrońcę Piotra K., mecenasa Cezarego Trukawkę, jednak odmówił komentarza. Powiedział, że swoje stanowisko wygłosi przed sądem, a nie mediom.

Źródło: tvnwarszawa.pl

Autorka/Autor:Klaudia Ziółkowska

Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl, archiwum rodzinne Ewy

Pozostałe wiadomości

Saturn - kundel z podwarszawskiego schroniska - stał się dawcą nerki dla rasowego owczarka z hodowli. Fundacja zajmująca się ochroną zwierząt informuje teraz, że lekarz weterynarii, który okaleczył psa, usłyszał wyrok.

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Pięć tysięcy złotych mandatu i 10 punktów karnych kosztowało 20-latka driftowanie na parkingu przed sklepem w Piasecznie. Wszystkiemu przyglądali się członkowie jego rodziny, a ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć".

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

- Skrzywdził rodzinę, odebrał ojca dzieciom - mówią o Łukaszu Ż. żona i matka zmarłego 37-letniego Rafała. Podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w czwartek zostanie przewieziony z Niemiec do Polski. Prokuratura przedstawi mu zarzuty.

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Źródło:
"Uwaga!" TVN, tvnwarszawa.pl

- Moją rolą, jako mamy, jest zadbać o to, żeby dzieci nie zapomniały, jaki był tatuś. Każdej nocy o tym rozmawiamy, krzyczymy: "tatusiu, kochamy cię" - tak mówi wdowa po panu Rafale, który zginął dwa miesiące temu w wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Auto, którym jechała cała rodzina, staranował swoim samochodem Łukasz Ż. 14 listopada mężczyzna trafi z Niemiec prosto w ręce polskich służb.

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

Źródło:
Fakty TVN

W miejscowości Jedlińsk pod Radomiem dachowała karetka, która wracała z wezwania, bez pacjenta. "Jechało nią dwóch mężczyzn, jeden z nich poniósł śmierć na miejscu, drugi trafił do szpitala" - podała policja. Prokuratura wyjaśnia, kto był sprawcą wypadku.

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjant z Ostrołęki wracał po służbie do domu, gdy zobaczył siedzącego na poboczu mężczyznę. Pieszy był wyraźnie zdezorientowany, na nogach miał klapki. Funkcjonariusz pomógł wyziębionemu mężczyźnie, który miał zamiar pieszo dotrzeć do domu. Miał jeszcze 30 kilometrów.

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Twarz miał zakrytą szalikiem, a na głowie kaptur. Groził pracownikom stacji paliw przedmiotem przypominającym broń palną. Ukradł pieniądze z kasy i uciekł w kierunku drogi wojewódzkiej numer 7.

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Zakończyło się śledztwo w sprawie ataku w szkole w Kadzidle (Mazowieckie). 18-letni Albert G. zaatakował uczniów. Do szpitali trafiły trzy osoby. Tuż po zdarzeniu nożownik usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa wielu osób. Po roku od zdarzenia stanie przed sądem.

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie mowy końcowe wygłosili obrońcy oskarżonych w sprawie o zabójstwo byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony. To jedna z najgłośniejszych zbrodni początku lat 90. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Źródło:
PAP

Policjanci wyjaśniają okoliczności poważnego wypadku pod Legionowem. Ranni zostali mężczyźni wykonujący prace na drodze. Obaj stali przed autem, w które wjechał inny kierowca.

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl

"Decyzją Mazowieckiego Konserwatora Zabytków wpisem objęte zostały brama główna wraz ogrodzeniem (trzy przęsła), budynek dyrekcji, hala kolebkowa, części hali spawalni, części hali tłoczni wraz z rampą wjazdową oraz główne ciągi komunikacyjne i teren położony przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie" - poinformowano w środę.

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Źródło:
PAP

Jak wynika z danych ratusza, przemoc domowa w dalszym ciągu jest silnie związana z płcią i zdecydowana większość osób jej doświadczających to kobiety. A w skrajnych przypadkach może być przyczyną bezdomności. Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności. One bardzo potrzebują wsparcia.

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Parking P+R przy stacji metra Młociny przejdzie kompleksową przebudowę. Wymieniona zostanie nawierzchnia, a obiekt zyska rozwiązania, które ograniczą zużycie energii.

Największy parking P+R do przebudowy

Największy parking P+R do przebudowy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Prokuratura przesłuchała już wszystkich świadków w sprawie śmierci 31-latka na plebanii w Drobinie niedaleko Płocka (Mazowieckie). Śledczy mają otrzymać na początku lutego przyszłego roku wyniki badań toksykologicznych zmarłego.

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Źródło:
PAP

75-latkę osaczali przez kilka dni. Przekonali ją, że bierze udział w policyjnej obławie i jest świadkiem incognito. Byli tak wiarygodni, że nie wierzyła prawdziwym policjantom i swoim bliskim, którzy sygnał o jej dziwnym zachowaniu dostali od pracownika banku. Przekazała oszustom ponad pół miliona złotych. Na jej szczęście prawdziwi policjanci działali. Oszuści wpadli w zasadzkę, a teraz zostali oskarżeni o oszustwo, grozi im do 10 lat więzienia.

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Na terenie powiatu kozienickiego doszło do dwóch groźnych wypadków z udziałem dzikich zwierząt. W Magnuszewie kierowca zderzył się z łosiem, który wbiegł na jezdnię. W Zajezierzu kobieta potrąciła sarnę. Policja przestrzega przed wzmożonym ruchem zwierząt w rejonach zalesionych.

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Studenci, którzy nie kupowali dyplomów, ale rzetelnie na nie zapracowali, mają poważne problemy. Po aferze korupcyjnej Collegium Humanum zmieniło nazwę, ale to tylko spotęgowało kłopoty. Część studentów zdecydowała się już na pozew zbiorowy przeciwko uczelni. Materiał Łukasza Łubiana z programu "Polska i Świat" TVN24.

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Źródło:
TVN24

Urząd dzielnicy Mokotów zapowiedział, że w najbliższych miesiącach wybudowane zostanie 650 metrów nowej drogi rowerowej w ciągu ulic Domaniewskiej i Suwak. W ramach prac przebudowane zostaną chodniki oraz jedno z przejść dla pieszych.

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policja zatrzymała 23-letnią mieszkankę warszawskiego Targówka podejrzaną o posiadanie znacznej ilości mefedronu i marihuany. W mieszkaniu kobiety znaleziono m.in. pojemniki z poporcjowanymi narkotykami oraz wagę elektroniczną.

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policjanci z Piaseczna w niecałą godzinę dwukrotnie zatrzymali 44-letniego mężczyznę, który prowadził samochód nietrzeźwy i bez prawa jazdy. - Musiałem odwieźć partnerkę do domu - tłumaczył.

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Źródło:
PAP

Auto ciężarowe, dwa busy i samochód osobowy. W środę rano na autostradzie A2 doszło do poważnego wypadku. Są ranni.

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali czterech obywateli Turcji, w tym podejrzanego o brutalny atak nożem. 23-latek usłyszał już zarzuty: usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, posiadania narkotyków oraz kierowania samochodem pod ich wpływem.

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

Źródło:
tvnwarszawa.pl