Koronawirus sparaliżował pracę podstawówki przy Elekcyjnej na Woli. Po powrocie najmłodszych uczniów do nauki stacjonarnej zaczęli chorować nauczyciele, dyrektorka i jej zastępczyni trafiły do szpitala. Władze dzielnicy postanowiły zawiesić zajęcia w całej placówce.
18 stycznia, po zakończonych feriach zimowych, do szkół wrócili uczniowie klas najmłodszych 0-3. Ale szkoła podstawowa numer 236 przy Elekcyjnej na Woli jest zamknięta na cztery spusty, bo wraz z powrotem uczniów w placówce pojawił się koronawirus. Placówkę zamknięto na podstawie decyzji organu prowadzącego, czyli dzielnicy Wola, a nie sanepidu.
Nauczyciele na zwolnieniach, dyrektorki w szpitalu
Jak przekazał rzecznik urzędu dzielnicy Mateusz Witczyński, placówkę zamknięto ze względu na bezpieczeństwo uczniów. - Szkoła została pozbawiona możliwości normalnego funkcjonowania, ale przepisy sanepidu nie zakładają scenariusza, w którym analizuje się szkołę jako całość, tylko pozwalają na analizę tylko jednego przypadku, dajmy na to klasy czy osoby – wyjaśnił.
Po feriach z zajęć stacjonarnych w klasach 0-3 mogło korzystać 203 uczniów. W szkole szybko pojawił się koronawirus. - Od 18 stycznia mieliśmy 26 przypadków kwarantanny nakładanej na nauczycieli, dziewięć osób przebywało w izolacji, w tej chwili jest to czterech pracowników. Kolejne trzy osoby zostały w tej chwili skierowane na testy, wystawiono 34 zwolnienia lekarskie – wyliczał Mateusz Witczyński. - Ta sytuacja doprowadziła do tego, że w poniedziałek, 15 lutego, z 203 uczących się w tej szkole uczniów, dotarło do niej 65. Co więcej, w szpitalu z uwagi na ciężki przebieg choroby przebywają pani dyrektor i jej zastępczyni – dodał.
W szkole został wskazany nauczyciel, który ma uprawnienia do zastępowania dyrekcji. - Ale zastępowanie doświadczonego dyrektora jest trudne dla nauczyciela w normalnej sytuacji, a w tak ekstremalnej, nawet przy wsparciu władz dzielnicy zarządzanie taką szkołą nie jest możliwe – przyznał rzecznik urzędu dzielnicy.
Jedni muszą odrabiać zajęcie, drudzy nie
Jak powiedziała "Gazecie Stołecznej" wiceburmistrzyni Woli Grażyna Orzechowska-Mikulska, szkoła nie mogła doczekać się na decyzję sanepidu. Dostała ją wreszcie, ale dotyczyła tylko trzech klas.
Decyzję o zawieszeniu wszystkich zajęć w szkole podjęto po konsultacji z rodzicami i nauczycielami. Nie oznaczało to jednak uruchomienia nauki zdalnej. Jak zauważył Mateusz Witczyński, to skutek niedoskonałości przepisów.
- Przepisy [na podstawie których zawieszono zajęcia - red.], w rozumieniu przepisów sanitarnych, nie są podstawą do wprowadzenia nauki zdalnej. W związku z tym pozostaje dylemat: czy można wprowadzić nauczanie zdalne w takiej sytuacji, kiedy przerwane zostały zajęcia? Nie jest w przepisach opisany przypadek, jeżeli część klas jest na podstawie decyzji sanepidu zwolniona z zajęć, a część klas na podstawie decyzji związanej z bezpieczeństwem uczniów – powiedział Witczyński.
Ta pozornie drobna formalność ma dalsze poważne skutki. Klasy zawieszone przez sanepid nie muszą odrabiać nieobecności, a te zawieszone przez szkołę – tak. Jak zauważa Witczyński, podstawa programowa musi być zrealizowana do czerwca, więc te różnice mogą skomplikować organizację lekcji.
W rozmowie z "Gazetą Stołeczną" Grażyna Orzechowska-Mikulska, powiedziała, że "nauczyciele naradzali się w tej sprawie, uznali, że lepiej będzie zupełnie przeciąć na kilka dni możliwość przenoszenia się koronawirusa w szkole, nawet jeśli trzeba będzie potem przyjść do szkoły w sobotę".
Decyzja o zawieszeniu obowiązuje do końca tygodnia.
Źródło: TVN24, tvnwarszawa.pl, Gazeta Stołeczna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24