Wkrótce święta. Ale te, mają być inne niż kiedykolwiek. Bez kościołów pełnych wiernych, drogi krzyżowej czy tradycyjnych posesji. Z tym, że nie wszędzie księża z procesji rezygnują. Droga krzyżowa przeszła w piątek ulicami podwarszawskiej Zielonki. Miała być "symboliczna", ale nie wszystko poszło zgodnie z planem.
Co się wydarzyło?
We wtorek na stronie parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Zielonce pojawił się wpis:
"Kochani. W piątek po mszy wieczornej odbędzie się bardzo nietypowa droga krzyżowa. Ponieważ nie możemy organizować zgromadzeń zrobimy to w następujący sposób. Księża z niezbędną służbą liturgiczną przejdą ulicami Zielonki okrążając symbolicznie całą naszą parafię. W tym czasie będziemy rozważać mękę Pana Jezusa, śpiewać suplikacje i wzywać pomocy Matki Najświętszej w różańcu".
Księża zachęcili wiernych, aby łączyli się z nimi w modlitwie, ale w sposób inny niż dotychczas.
"Nie idźcie z nami ale wyjdźcie na balkon czy na podwórko aby spojrzeć na krzyż naszego Zbawiciela. Wszyscy którzy się w modlitwie jednoczą niech postawią w oknie zapaloną świecę" – napisali na stronie parafii.
Kilkadziesiąt osób
Ale nie wszyscy posłuchali. Na nagraniu, które pojawiło się w sieci, widzimy, że do księży dołączyli wierni. Pochód nagrała jedna z mieszkanek Zielonki (chce zachować anonimowość), która akurat wyszła z psem na spacer.
- W procesji wzięło udział około czterdziestu osób, szli w odstępach, zatrzymali się pod kapliczką, aby się pomodlić – twierdzi w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Na udostępnionym nagraniu widzimy, że za księżmi podąża niewielka grupa ludzi. Sprawa została zgłoszona policji.
Interwencja policji
- Interwencja została podjęta w związku ze zgłoszeniem, jakie otrzymali policjanci. Czynności wykonywane w sprawie wskazują na to, że mieliśmy do czynienia z nabożeństwem, w którym uczestniczyli jedynie księża i asysta. Na tym etapie nie można więc przesądzać o złamaniu prawa. Czynności trwają. Po ich zakończeniu zostanie podjęta ostateczna decyzja w sprawie – przekazuje Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
- Wobec osoby odpowiedzialnej za to zdarzenie mogą być wyciągnięte konsekwencje w postaci pouczenia, mandatu karnego do 500 złotych lub skierowania sprawy do sądu, który może orzec 5 tysięcy złotych kary zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia – precyzuje Tomasz Sitek z wołomińskiej komendy, ale zastrzega jeszcze raz, że do tej pory w sprawie nikt nie został ukarany.
O komentarz chcieliśmy poprosić parafię. Tam usłyszeliśmy, że księża pozwalają spokojnie działać służbom.
Autorka/Autor: kz/ran
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: warszawa@tvn.pl