Klęska Legii w Poznaniu

Lech w obecności bliski 37 tysięcy kibiców (rekord frekwencji w tym sezonie) rozbił mistrza Polski 3:0. To pierwsze zwycięstwo poznaniaków nad Legią od dwóch lat.

Spotkanie Lecha z Legią zwykle określane jako klasyk czy hit rundy, był jednocześnie starciem dwóch trochę „rannych” drużyn. Mistrzowie Polski po zmianie trenera, póki co jeszcze nie wjechali na właściwe tory, lechici z kolei w trzech ostatnich meczach rozczarowywali. Zdobyli wprawdzie cztery punkty, ale tylko jedną bramkę, a styl pozostawiał wiele do życzenia.

To miał też być mecz dwóch chorwackich szkoleniowców – Nenada Bjelicy i Romeo Jozaka. Ale nie do końca był to równy pojedynek, bowiem opiekun "Kolejorza" decyzją Komisji Ligi grę swoich piłkarzy musiał oglądać z trybun. To kara za zachowanie Bjelicy podczas meczu ze Śląskiem Wrocław. Jego asystent Rene Poms, nie po raz pierwszy w historii tej współpracy, zdał egzamin celująco.

Słaba Legia

Mecz momentami mógł się podobać, ale legionści nie licząc pierwszych minut, w pierwszej połowie wypadli blado. To gospodarze zaczęli dyktować warunki. Liczne dośrodkowania w pole karne przyniosły efekt w 12. minucie – Maciej Gajos, który po trzech meczach karencji za czerwoną kartkę, ładnym uderzeniem głową pokonał Arkadiusza Malarza.

Stracony gol nie wpłynął na grę Legii, która cały czas musiała bronić się przed atakami rywali. Ładną akcją popisał się Darko Jevtic, który ograł Macieja Dąbrowskiego, ale uderzył niecelnie.

Legia powoli się rozkręcała, ale też szybko została skarcona. Po rzucie rożnym najwyżej do piłki wyskoczył Łukasz Trałka i podwyższył rezultat. Goście mieli doskonałą okazję krótko przed przerwą. Po serii błędów obrony Lecha, Rafał Janicki wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Michała Kucharczyka.

Na meczu był obecny były piłkarz Lecha – Dawid Kownacki, który dzień wcześniej zadebiutował w Serie A w barwach Sampdorii Genua. W przerwie z rąk prezesa poznańskiego klubu Karola Klimczaka otrzymał pamiątkową koszulkę z nr 117 – tyle bowiem oficjalnych spotkań w "Kolejorzu" rozegrał 20-letni napastnik.

Brak pomysłu

Po zmianie stron mistrzowie Polski zabrali się do pracy i zepchnęli lechitów na ich własną połowę. Ale też nie mieli pomysłu na rozgrywanie ataku pozycyjnego i praktycznie nie zagrozili bramce Matusa Putnocky’ego. Legia atakowała większą liczbą zawodników, a to stwarzało gospodarzom okazje do wyprowadzania kontr. Po jednej z nich Nicki Bille Nielsen uruchomił Macieja Makuszewskiego, który w sytuacji sam na sam pokonał Arkadiusza Malarza.

Potem spotkanie trochę straciło na tempie, sporo było fauli, a Szymon Marciniak po odpaleniu rac przez fanów Lecha, musiał na kilka minut przerwać mecz.

W końcówce Legia mogła mieć jeszcze małą nadzieję, po tym jak Marciniak podyktował rzut karny po faulu Lasse Nielsena. Międzynarodowy arbiter skorzystał z pomocy VAR-u, czyli wideoweryfikacji i anulował swoją decyzję.

PAP

Czytaj także: