Strategia 2030 to najbardziej ogólny dokument na liście tych, nad którymi pracuje miasto. Zanim powstała, mieszkańcy stolicy mieli ponad 250 okazji, by uczestniczyć w jej przygotowaniu. Prace zakończyły się w listopadzie zeszłego roku.
Efekt? To raptem 30 stron napisanego prostym językiem dokumentu, który wskazuje najbardziej ogólnie kierunki i cele rozwoju Warszawy. Może wydawać się, że to niewiele, ale - jak przekonują urzędnicy - strategiczne dokumenty mają pewną hierarchię. Strategia to coś na kształt konstytucji, w oparciu o którą uchwala się kolejne, bardziej precyzyjne dokumenty, jak na przykład polityka mieszkaniowa czy transportowa.
Na tym polu miasto zaliczyło jednak na razie porażkę. Przygotowana wcześniej, ale już w zgodzie z nową strategią polityka mobilności nie została przyjęta przez radę miasta.
Strategia przyjęta
Ze Strategią 2030 poszło lepiej. W czwartek radni dokument przyjęli. "Za" było 35 osób, "przeciw" tylko dwie, natomiast 22 wstrzymało się od głosu. Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości postulowali, aby nad projektem jeszcze popracować i odesłać go do wnioskodawcy (czyli do ratusza). Bezskutecznie. Wniosek w tej sprawie został odrzucony.
- Każdy miał prawo wypowiedzieć się w sprawie tej strategii. To czy to zrobił jest jego indywidualną sprawą - stwierdził na sesji wiceprezydent Michał Olszewski.
Radny PiS Dariusz Figura uznał za niestosowne przyjmowanie strategii tuż przed wyborami samorządowymi. Podkreślił, że taki dokument powinien zostać przyjęty przez nową Radę Warszawy i nowego prezydenta miasta. Jak dodał, miasto do tej pory radziło sobie bez nowego dokumentu, opierając się na strategii uchwalonej za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego.
"Robimy studium"
Strategia Warszawa 2030 to niejedyny ważny dokument, nad którym pracuje ratusz. W środę, w dawnej Stalowni przy Szwedzkiej, wiceprezydent Olszewski wraz z szefową miejskiego Biura Marleną Happach - w duecie, z podziałem na role - jak sami żartowali, niczym Romina Power i Al Bano w San Remo - otworzyli dwudniową konferencję "Robimy studium!". To jeszcze nie formalny, ale już całkiem oficjalny początek prac nad kolejnym strategicznym dokumentem. Choć w miejskiej hierarchii jest on poniżej strategii, to na gruncie prawnym jest nawet ważniejszy. Studium uwarunkowań i kierunków rozwoju - bo tak brzmi jego pełna nazwa - jest bowiem umocowane w prawie budowlanym i, choć nie we wszystkim jest wiążące, w dużej mierze decyduje o tym, gdzie i jak będzie rozbudowywane miasto.
Obecne, wielokrotnie poprawiane studium obowiązuje od 2006 roku. BAiPP zdefiniowało teraz 12 wyzwań, z którymi zmierzyć się trzeba w nowym dokumencie. To między innymi zahamowanie rozlewania się miasta i odbudowa ciągłości śródmiejskiej tkanki, wzmocnienie roli centrów lokalnych, co - jak podkreślała Happach - już się dzieje, walka z monofunkcyjnymi dzielnicami, takimi jak - też już się zmieniający - Służewiec, integracja transportu, powrót przemysłu, ale też ochrona zasobów wodnych czy walorów modernistycznych osiedli, które dziś giną w chaosie nowej zabudowy.
Prostym językiem, do wszystkich
O umocowaniu i nie zawsze oczywistej randze studium mówiła na konferencji Joanna Kusiak, socjolog miasta z uniwersytetu w Cambridge, autorka wydanej właśnie książki "Chaos Warszawa". - Studium musi zostać "uzbrojone", bo inaczej pozostanie słabym dokumentem - przestrzegała. I tłumaczyła, że w polskim systemie prawnym o ostatecznej randze studium decydują sądy administracyjne. - A tam nikt nie ogląda się na argumenty takie, jak jakość przestrzeni publicznej czy wygoda życia mieszkańców. Każde pojęcie musi być więc jasno zdefiniowane, a o definicje i tak trzeba potem walczyć w sądach - mówiła, zachęcając miasto, by do debaty o studium wciągnąć między innymi prawników.
- Idą wybory, nie wiemy co wydarzy się w Warszawie. Chaos rozkwita i działa właśnie w takich momentach, w chwilach zmiany i związanej z nią niepewności - ostrzegała.
Anna Stendros, która odpowiadała za planowanie strategiczne w Helsinkach, mocno podkreślała z kolei, że przy pracy nad strategią najważniejszy jest zwrot w stronę mieszkańców. Ivari Rannama z Tallina pokazywał, jak może się temu zwrotowi przysłużyć technologia. Zaprezentował oparte o otwarte dane rejestry i mapy, które nie tylko pozwalają sprawdzić, kto jest właścicielem danej działki i co planuje na niej zbudować, ale też ustawić powiadomienia na wypadek, gdyby w danej okolicy pojawił się nowy pomysł. Co ciekawe, aplikacje te nie wymagają nawet loginu i hasła, bo to już ograniczałoby zainteresowanie mieszkańców.
Han Dijk z pracowni POSAD, która odpowiadała za przygotowanie strategii Rotterdam 2040, tłumaczył, jak z pomocą właściwych decyzji planistycznych można w skali całego miasta osiągnąć zmianę tak głęboką, jak wyrównanie różnicy w poziomie edukacji czy zdrowia.
Łukasz Pancewicz, który pracował w łódzkiej Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, prezentował podobne do estońskich rozwiązania z Wrocławia czy Łodzi i przekonywał, że o sprawach tak trudnych, jak polityka przestrzenna, da się rozmawiać prostym językiem. - Jeśli nie da się jej opisać w pięciu prostych zdaniach to znaczy, że jest źle sformułowana, a nie że odbiorca nie jest przygotowany - stwierdził.
- Jak przekonać ludzi, że planowanie rozwoju miasta jest ważne i ich również dotyczy? W Łodzi stworzyliśmy mapę, która pokazywała, jakie będą koszta rozlewania się miasta: ile dróg trzeba będzie zbudować, i na ile szkół nie starczy w związku z tym pieniędzy. To przemawia do każdego. Do radnych, do urzędników i do mieszkańców - zauważył.
Po wyborach do kosza?
W debacie kończącej pierwszą część konferencji Marlena Happach zapowiedziała, że w takim kierunku chce iść Warszawa. Właśnie dlatego Strategia 2030 nie jest opasłym tomem, spisanym urzędniczą nowomową. Tak ma też być w przypadku nowego studium. Wniosek o podjęcie prac nad jego zmianą ma trafić do Rady Warszawy za dwa tygodnie. Ratusz już teraz zapowiada, że czasu na składanie wniosków będzie sporo, bo aż trzy miesiące. Tak, jak przy strategii, w całym mieście odbędą się spotkania informacyjne i konsultacje. Dopiero potem zacznie się praca nad samym dokumentem, który prawie na pewno uchwalać będzie już rada nowej kadencji.
W kuluarach toczącej się na Pradze debaty co chwilę słychać było oczywiste w tym kontekście pytanie: co z tym wszystkim stanie się po wyborach, skoro już dziś wiadomo, że bez względu na to, która partia je wygra, w ratuszu dojdzie do zmian? Urzędnicy przekonują, że strategicznych dokumentów nie zmienia się ani łatwo, ani szybko. O ile strategii można po prostu nie realizować, bo nie jest dokumentem obowiązkowym, o tyle studium i jego uchwalenie to zadania wynikające z przepisów ustawowych.
Przypominali też, że poprzednia Strategia 2020 powstała w 2005 roku, gdy ratuszem kierował Lech Kaczyński. Była realizowana przez kolejną ekipę, która już w 2014 roku stwierdziła, że założone wskaźniki udało się w większości osiągnąć. Wtedy też zapadła decyzja, by rozpocząć prace nad kolejnym dokumentem.
- Tamten zaczynał się od zdania, że misją warszawskiego samorządu jest zajęcie przez Warszawę znaczącego miejsca wśród metropolii europejskich. Nowa strategia wskazuje, że siłą Warszawy są jej mieszkańcy i że to my zdecydujemy, jaka będzie w 2030 roku - powiedziała w środę Happach.
Z kolei na czwartkowej sesji wiceprezydent Olszewski przyznał, że ma nadzieję, że następcy Hanny Gronkiewicz-Waltz "uszanują jej dorobek". - Zakładamy, że każda władza, jeśli będzie rozsądna i roztropna również uszanuje fakt, że strategia, która proponujemy jest nie tylko krocząca, co oznacza, że opiera się na poprzednim dokumencie. Jest też dokumentem, w którym szeroko zasięgnęliśmy opinii mieszkańców - podkreślał.
Na tę deklarację stanowczo zareagowali radni PiS. - Takie właśnie jest podejście władz miasta do jego problemów: albo się z nami zgadacie, a jeśli nie, to znaczy jesteście oszołomami - stwierdził Dariusz Figura.
Nieformalni nieobecni
Zajęci nieoficjalną kampanią, której nie powinni nawet prowadzić, nieformalni kandydaci na prezydenta Warszawy nie pojawili się w środę na spotkaniu dotyczącym strategicznych wizji rozwoju miasta.
W czwartek, w rozmowie z tvnwarszawa.pl Patryk Jaki zapowiedział jednak kategorycznie, że jeśli wygra, strategia zostanie zmieniona. - Mam swoje pomysły, mam wizję tego, jak powinno wyglądać centrum Warszawy i będę o niej mówił niebawem - zapowiedział.
O samym dokumencie powiedział jedynie, że jego przygotowanie było zbyt drogie. - 1,5 miliona złotych za coś, co i tak leży w obowiązkach ratusza, za coś, za co i tak urzędnicy biorą pieniądze, to zbyt duża kwota - dodał Jaki.
ZAPOZNAJ SIĘ ZE STRATEGIĄ WARSZAWA 2030
Warszawa 2030
Warszawa 2030
Karol Kobos