Hałdy śmieci, które miały zniknąć z Białołęki, wciąż zalegają przy ulicy Myśliborskiej. Właściciel firmy, która je tam zwiozła zapewnia, że dostał zgodę na to, by zostały tam dłużej. Wizytą dziennikarzy tvnwarszawa.pl nie był jednak zachwycony. Do tego stopnia, że zabrał nam kamerę i zwrócił ją dopiero po interwencji policji. – Pewnie dlatego, że żadnej zgody nie daliśmy. Składowisko jest nielegalne. Tych śmieci nie powinno już tam być – ucinają urzędnicy.
Góry odpadów, dobrze widoczne zza ogrodzenia, wciąż górują nad działką przy Myśliborskiej. Na początku sierpnia użytkująca ją firma Klon-R i białołęccy urzędnicy, zgodnie zapewniali, że znikną do 20 września.
Śmieci zostały
Zaskoczeni widokiem, dzwonimy więc do właściciela Klon-R, żeby zapytać: Co stanęło na przeszkodzie, żeby je usunąć? – Dostaliśmy czas do 5 października. Poza tym nie będą z panem rozmawiał – ucina Dariusz Szumacher, grozi nam sądem i przerywa połączenie. Po kilku minutach pojawia się jednak pod ogrodzeniem. Nie chce, żebyśmy filmowali góry śmieci.
Pozbyć się dziennikarzy
- Wy mnie nękacie, przez was mam same kłopoty – denerwuje się i oskarża o brak rzetelności, pisanie bzdur i sprzyjanie jego konkurencji. Dostaje się nam i zajmującej się wcześniej tym tematem "Gazecie Stołecznej". Przed kamerą wypowiadać się nie chce, ale kiedy po nerwowej dyskusji chcemy odjechać z Myśliborskiej zabiera nam z bagażnika kamerę i ucieka z nią swoim samochodem.
Znajdujemy go kilkaset metrów dalej. Do czarnego mercedesa podjeżdżamy równocześnie z patrolem policji, którą zawiadomiliśmy o zajściu. Dopiero funkcjonariusze przekonują go, żeby zwrócił nam sprzęt. Szumacher początkowo próbuje dowodzić, że sami włożyliśmy ją do mercedesa. Potem zmienia zdanie i tłumaczy, że zabrał ją, by skłonić nas do opuszczenia Myśliborskiej.
"Dostaliśmy więcej czasu"
Patrol policji studzi emocje. Właściciel Klon-R daje się przekonać, że porwanie kamery nie pomoże w wyjaśnieniu sprawy i godzi się przedstawić swoje rację: - Dziennikarze piszą kłamstwa to nie jest składowisko śmieci, a jedynie ich punkt przeładunkowy. Kiedy wcześniej próbowałem to tłumaczyć, nikogo to nie interesowało – skarży się, choć we wcześniejszym artykule na tvnwarszawa.pl te zastrzeżenia zostały uwzględnione. Zapewnia, że dostał zgodę na to, by Klon-R został przy Myśliborskiej jeszcze przez dwa tygodnie.
– Były kolejne komisje, dostaliśmy czas na to by uprzątnąć śmieci. Wyjaśniliśmy, że do jedynego wysypiska w okolicy są olbrzymie kolejki i nie zdążymy wywieźć odpadów. Pozwolono nam zostać tu do 5 października – przekonuje.
- To nieprawda – ucina rzeczniczka Białołęki Bernadetta Włoch-Nagórny. - Firma co prawda wysłała prośbę, o przedłużenie terminu, ale do 30 września. Nie wysłaliśmy w ogóle odpowiedzi na to pismo, więc jedyny obowiązujący termin to 20 września – precyzuje Włoch-Nagórny.
Nie zgadza się też z zastrzeżeniami Szumachera, co do używanej terminologii: - To nie jest żaden punkt przeładunkowy, tylko składowisko. Sprawdzali to eksperci. W ich ocenie, punkt przeładunkowy jest zupełnie inaczej zorganizowany niż składowisko. To co zastano na terenie firmy Klon-R bez wątpienia sklasyfikowano jako nielegalne składowisko – opisuje rzeczniczka.
Tajemnicza dokumentacja
Kiedy zwracamy właścicielowi Klon-R uwagę, że terminu jednak mu nie przedłużono, skarży się na opieszałość urzędników: - Nie mogę wpłynąć na to jak szybko pracują. A śmieci szybciej po prostu nie dam rady usunąć – tłumaczy, choć na początku sierpnia, kiedy dziwiliśmy się, że wciąż zwozi je na Myśliborską, zapewniał, że wyrobi się przed 20 września.
Dariusz Szumacher przekonuje też, że jego "punkt przeładunkowy" jest legalny, a nieskoordynowane działania urzędników prowadzą do jego upadku jego firmy. – Przenosząc ją w lutym na Myśliborską poinformowałem o tym miejski wydział ochrony środowiska. Ale ten z kolei nie poinformował o tym fakcie białołęckiego urzędu, który myśli, że jesteśmy tutaj nielegalnie – tłumaczy Szumacher.
Miejskie Biuro Ochrony Środowiska oraz władze Białołęki zaprzeczają jednak, że jakiekolwiek dokumenty w sprawie przeprowadzki do nich dotarły. – Jeżeliby tak było, to szykując decyzję o likwidacji składowiska, wiedzielibyśmy o tym – zapewnia rzeczniczka dzielnicy.
Właściciel Klon-R zapewnia, że dokumenty prześle nam mailem. Żadne pismo nie dociera jednak do redakcji. Podczas przygotowywanie poprzedniego artykułu sprawa wyglądała identycznie.
Mogą przedłużyć termin albo iść na policję
W środę nielegalne wysypisko mają odwiedzić urzędnicy z Białołęki, Sprawdzą, czy Klon-R faktycznie rozpoczął wywóz śmieci. – Jeżeli się okaże, że śmieci ubyło to niewykluczone, że przedłużymy termin wywózki – deklaruje Włoch-Nagórny. W przeciwnym razie, sprawa zostanie zgłoszona policji, a wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska nałoży karę na właściciela – nawet 10 tysięcy złotych.
Pierwsze opłaty za nielegalne składowiskomogą być nałożone lada chwila. – Do urzędu marszałkowskiego zgłosiliśmy, aby ten nałożył na firmę Klon-R podwyższone opłaty za nielegalne składowanie śmieci – powiedział nam Michał Sosnkowski, zastępca dyrektora WIOŚ.
bf