Dwie osoby manifestujące w obronie migrantów przekraczających granicę polsko-białoruską, zakłóciły wystąpienie szefowej kancelarii prezydenta Grażyny Ignaczak-Bandych na Uniwersytecie Warszawskim. Z sali padły stwierdzenia takie jak "żaden człowiek nie jest nielegalny" i "prezydent ma krew na rękach". - Macie rację, że żaden człowiek nie jest nielegalny, ale teraz musimy dokończyć uroczystość i byłoby nieładnie, gdybyście na to nie pozwolili - odpowiedział rektor uczelni.
Pierwszego października odbyła się inauguracja roku akademickiego 2021/2022 na Uniwersytecie Warszawskim z udziałem między innymi szefowej Kancelarii Prezydenta RP Grażyny Ignaczak-Bandych, która miała odczytać list od prezydenta Andrzeja Dudy. W pewnym momencie jej wystąpienia z sali dobiegł głośny krzyk: "żaden człowiek nie jest nielegalny, na granicy giną ludzie". Zgromadzeni w auli zareagowali brawami.
- Szanowni Państwo, na uniwersytecie nie chodzi tylko to, żeby kształcić pracowników, pracodawców i pracobiorców. Chodzi o to, żeby kształtować wartości humanistyczne i przede wszystkim etycznie uczyć studentów odpowiedzialności za drugiego człowieka - powiedziała kobieta, która stała na końcu auli z banerem z napisem "żaden człowiek nie jest nielegalny".
- Nie mamy innej możliwości, żeby przekazać panu prezydentowi poprzez panią, że zabrał ludziom prawo do wolności - dodał stojący obok dziewczyny chłopak.
Rektor: byłoby nieładnie, gdybyście nie pozwolili dokończyć tej uroczystości
W reakcji rektor uczelni prof. dr hab. Alojzy Z. Nowak poprosił młodych ludzi o to, aby pozwolili szefowej KPRP dokończyć wystąpienie. - Dajcie pani minister teraz odczytać list od pana prezydenta i oczywiście macie rację, że żaden człowiek nie jest nielegalny, że wszyscy ludzie są sobie równi. Ale teraz musimy dokończyć uroczystość i byłoby nieładnie, gdybyście nie pozwolili dokończyć tej uroczystości - stwierdził. I dodał: - W związku z tym czy jeszcze chcielibyście coś powiedzieć?
- Chcielibyśmy powiedzieć, że na scenie stoi pani, która przedstawia prezydenta, który obecnie jest człowiekiem, który ma krew na rękach - odpowiedziała aktywistka.
- Słuchajcie, teraz już wam podziękujemy. Już przedstawiliście swoje opinie, swój pogląd i bardzo wam dziękuję i pozwólcie teraz pani minister dokończyć sprawę - uciął rektor.
Z kolei Grażyna Ignaczak-Bandych incydent skwitowała krótko: - Chcę wierzyć, że to co pani powiedziała, to nie do końca pani to rozumie.
Część osób zgromadzonych w auli w reakcji na te słowa zaczęła buczeć, a część klaskać.
Zakłócili wystąpienie premiera
Podobny incydent miał miejsce w piątek we Wrocławiu. W reakcji na udział premiera Morawieckiego w uroczystości inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Wrocławskim grupa kilkunastu osób protestowała przed gmachem głównym uczelni. Od budynku oddzieleni byli policyjnym kordonem. Demonstranci mieli transparenty z hasłami "Macie krew na rękach" oraz "Tortury na granicy". Wznosili okrzyki: "żaden człowiek nie jest nielegalny", "Konwencja Genewska wciąż obowiązuje" czy "przestańcie torturować osoby na granicy", a także "nie chcemy morderców na uniwersytecie".
Wystąpienie premiera w budynku głównym UWr zostało zakłócone przez kilku działaczy. Mieli ze sobą transparent z hasłem "Morawiecki, nie zabijaj uchodźców". - Proponuję, żebyśmy porozmawiali sobie za chwilę po uroczystości - odpowiedział Morawiecki, reagując na okrzyki. Rektor uczelni prof. Przemysław Wiszewski zwrócił się do demonstrantów: "Bardzo szanujemy państwa poglądy, ale bardzo prosimy o niezakłócanie uroczystości i opuszczenie sali". Następnie premier zwrócił się do rektora o udostępnienie pomieszczenia, w którym mógłby porozmawiać z demonstrującymi.
Migranci na polsko-białoruskiej granicy
Od początku września Straż Graniczna odnotowała blisko sześć tysięcy prób nielegalnego przejścia z Białorusi do Polski. W związku z tą sytuacją, w przygranicznym pasie z Białorusią, czyli w części województw podlaskiego i lubelskiego obowiązuje od 2 września stan wyjątkowy. Objęte są nim 183 miejscowości (115 w województwie podlaskim i 68 w woj. lubelskim).
W grupach migrantów są nie tylko dorośli, ale też dzieci. - Wczoraj zatrzymaliśmy kobietę w ciąży, która prowadziła ze sobą 13 dzieci. To nie były jej dzieci. Wygląda na to, że zostały odłączone od swoich rodzin i siłą przepchane na polską stronę. Połowa tych dzieci trafiła do szpitala, bo są chore na COVID-19 - mówił w poniedziałek Tomasz Praga, komendant główny Straży Granicznej.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: youtube.com, Uniwersytet Warszawski