Gronkiewicz-Waltz: miałam związane ręce

fot. TVN24
fot
- Zgodnie z prawem nie można było zakazać manifestowania w stolicy w dniu Narodowego Święta Niepodległości - powiedziała w sobotę Hanna Gronkiewicz-Waltz. Według prezydent Warszawy, potrzebne są trzy zasadnicze zmiany w prawie, aby nie dopuścić więcej do podobnych zajść.

Warszawski ratusz - jak tłumaczyła Gronkiewicz-Waltz - ma pomysł na nowelizację ustawy o zgromadzeniach publicznych. Projekt ma zostać skierowany do prezydenta Komorowskiego, który zapowiedział pracę nad ulepszeniem prawa.

- Chcemy, żeby zapisy z ustawy o imprezach masowych przenieść do ustawy o zgromadzeniach publicznych – wyjaśnia w TVN24 Gronkiewicz-Waltz i wymienia trzy główne propozycje: zakazać zasłaniania twarzy, zabronić organizacji różnych demonstracji w tym samym miejscu i tym samym czasie oraz zakazać używania materiałów pirotechnicznych.

Według prezydent stolicy, do wprowadzenia nowych przepisów nie trzeba zmieniać konstytucji. – Żeby jednak to się udało, "trzeba porozumienia ponad podziałami politycznymi" – apeluje.

"Nie mogę łamać konstytucji"

Prezydent stolicy podkreśliła, że nie mogła zakazać demonstracji. Przypomniała, że w ub. roku zakazała marszu "Wolne Konopie" i przegrała w WSA. - Nie może być tak, że ja jako urzędnik władzy publicznej mówię, że czegoś nie wolno - powiedziała. I dodała, że gdyby zabroniła wczorajszych manifestacji "Marsz Niepodległości" i "Kolorowa Niepodległa", przegrałaby w sądzie.

- Nie może być sytuacji, że urzędnik łamie prawo (...) nie mogę jako prezydent miasta łamać konstytucji - podkreślała Waltz.

Waltz wyjaśniała, że mając "związane ręce" miała ograniczone pole do działania. - Aby nie ułatwiać kontrmanifestacjom nie umieściliśmy na naszych stronach internetowych jaka będzie trasa. To zrobiliśmy, ja uważam w granicach prawa - mówiła. Jak podkreśliła "chcieliśmy maksymalnie uniknąć wiedzy, tych którzy dołączali zwłaszcza chuliganów, pseudokibiców, podpowiadania im gdzie mają się zgłosić, by zrobić zadymę".

Zamieszanie przez procedury

Tłumacząc zamieszanie wokół decyzji o rozwiązaniu marszu, prezydent stolicy powiedziała, że wynikło niejako z procedury. - Organizator został wezwany do rozwiązania manifestacji, niektórzy mogli to zrozumieć jako decyzję o nielegalności. Organizator odciął się od tego, co się działo, od tych, którzy przyszli z zasłoniętymi twarzami, i powiedział, że zmieni trasę, nie było już wtedy przesłanek, by tę manifestację rozwiązać.

Gronkiewicz-Waltz broni także działania policji. - Oni nie mogli zatrzymać wcześniej tych chuliganów, przecież musieli mieć jakieś powody - uważa.

"Za bezpieczeństwo odpowiada organizator"

Ewa Gawor, szefowa biura bezpieczeństwa tłumaczyła z kolei, że nie mogła wydać decyzji o rozwiązaniu marszu, ponieważ zgodnie z prawem to jego organizatorzy powinni zrobić to pierwsi.

- Za bezpieczeństwo na zgromadzeniu odpowiada sam organizator, który powinien mieć służby porządkowe. Ja pytałam o te służby organizatorów i nie dostałam żadnej odpowiedzi, ale zapewniali, że takie służby będą - stwierdziła Gawor.

Szefowa biura bezpieczeństwa tłumaczyła też, dlaczego doszło do zamieszania z decyzją o rozwiązaniu marszu. Wczoraj rzecznik prasowy warszawskiego ratusza podał, że marsz został rozwiązany. Chwilę później sama Gawor dementowała tę informację.

- Muszę tu przeprosić. To była być może nieprecyzyjna moja informacja albo kolega mnie źle zrozumiał. Ja byłam w sztabie, on w zupełnie innym miejscu i to był moment, kiedy policja poprosiła nas, żebyśmy zwrócili się do organizatorów o rozwiązanie zgromadzenia ze względów bezpieczeństwa. Ja przekazywałam te informacje i być myć może zostałam źle zrozumiana - powiedziała Gawor.

I dodała, że organizator odciął się od chuliganów i zapowiedział, że to nie są ich ludzie. - Na wniosek organizatorów uczestnicy marszu opuścili Plac Konstytucji, więc nie było powodów do decyzji o rozwiązaniu - tłumaczyła szefowa biura bezpieczeństwa.

Ponad 200 osób zatrzymanych

Po piątkowych zamieszkach do komend na Śródmieściu, Mokotowie, Ochocie i Woli w związku z naruszeniem nietykalności funkcjonariuszy i uszkodzeniem mienia doprowadzono w sumie 210 osób. Wśród zatrzymanych są obcokrajowcy (92 obywateli Niemiec, 1 obywatel Hiszpanii, 1 obywatel Węgier i 1 obywatel Danii).

Z wstępnych ustaleń wynika, że podczas zamieszek zdewastowano 14 radiowozów, a z 40 poszkodowanych policjantów mających lekkie obrażenia 22 udzielono pomocy medycznej.

par

Czytaj także: