- Mojemu klientowi zależy głównie na przeprosinach, gdyż najcenniejsze, co ma, to dobre imię - tłumaczy mecenas Grzegorz Szwoch, pełnomocnik Andrzeja Gołoty. We wtorek rozpoczął się proces byłego boksera przeciwko świadkowi koronnemu "Masie".
Wtorkowa rozprawa trwała zaledwie kilka minut, bo nie stawiło się dwóch świadków, o których przesłuchanie wnioskował Jarosław Sokołowski ps. "Masa". Ale lista zeznających w tym procesie będzie znacznie dłuższa. Przed sądem staną też osoby znane z pierwszych stron gazet.
Jedną z nich będzie Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa, który osobiście znał się z Andrzejem K. ps. "Pershing", przywódcą mafii pruszkowskiej, której członkiem był też "Masa". Zeznania złoży też Andrzej Kostyra, wieloletni dziennikarz sportowy "Super Expressu", nestor pisania o boksie. Kolejnym świadkiem ma być Andrzej F. ps. Florek, kierowca i osobisty ochroniarz "Pershinga".
Wszyscy oni byli 20 listopada 1999 roku w Atlantic City, gdzie odbyła się walka Andrzeja Gołoty z Michaelem Grantem, którą polski pięściarz poddał przed czasem. Samego "Pershinga", który jest w tej sprawie być może najważniejszą postacią, przesłuchać nie można. Został zastrzelony w grudniu 1999 roku w Zakopanem.
Do zgarnięcia 7 milionów
Proces, który po raz drugi rozpoczął się we wtorek przed warszawskim sądem, dotyczy pozwu złożonego przez Andrzeja Gołotę przeciwko Jarosławowi Sokołowskiemu ps. Masa.
Gołota to jeden z najbardziej znanych, ale i kontrowersyjnych polskich bokserów. Wróżono mu wielką karierę, ale więcej w niej było rozczarowań niż sportowych sukcesów.
Jarosław Sokołowski ps. "Masa" to z kolei najbardziej znany z ponad 100 polskich świadków koronnych. I jedyny, który zamiast pozostawać w cieniu, zbija majątek na publikowaniu kolejnych książek, w których wspomina lata swojej działalności w gangu pruszkowskim.
Zaskakujący przebieg
I właśnie w jednej z tych książek "Masa" zarzucił Gołocie, że ten celowo przegrał walkę z Michaelem Grantem. Pomysłodawcą jej ustawienia miał być Andrzej K. ps. "Pershing".
Te oskarżenia "Masa" przywołał później w rozmowie z Onetem: - Do zgarnięcia było 7 mln dolarów. Andrzej [Gołota – red.] przekazał też pieniądze "Pershingowi", by ten "zagrał" nimi u buka na Bronxie – mówił.
Powtórzył je jeszcze w wywiadzie dla "Super Expressu".
Walka z Michaelem Grantem faktycznie miała zaskakujący dla kibiców przebieg. Gołota miał przewagę, przez cały czas prowadził na punkty, co więcej, jego rywal dwa razy był liczony. A mimo to Gołota przegrał. Kilkadziesiąt sekund przed końcem po bardzo mocnym ciosie Granta polski pięściarz upadł, a gdy się podniósł, poddał walkę.
To najcenniejsze, co ma
- Mój klient domaga się symbolicznej kwoty 10 tysięcy złotych. To nie jest kwota dla pana Andrzeja, bo tu nie o sprawy finansowe. Ta kwota ma być przeznaczona na fundację imienia Feliksa Stamma – mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl mecenas Szwoch, pełnomocnik Gołoty. - Mojemu klientowi zależy głównie na przeprosinach, gdyż najcenniejsze co ma, to dobre imię.
Wypowiedź "Masy" nazywa kłamliwą i jest przekonany, że dowiedzie tego przed sądem. Świadkowie będą pytani m.in. o to, czy "Pershing" obstawiał wynik walki, na kogo postawił i ile. I czy przywiózł do Polski jakąś gotówkę.
Zdaniem pełnomocników Gołoty to niemożliwe, bo siedem milionów dolarów ważyłoby kilkadziesiąt kilogramów i trzeba by je upchnąć w dwóch walizkach. Tymczasem taksówka, którą "Pershing" wracał z lotniska w Warszawie do domu, była kontrolowana przez policję, chwilę po tym jak odjechała sprzed terminala. I żadnej gotówki tam nie było.
"Masa" złożył sprzeciw
To już drugi proces w tej sprawie. W pierwszym Andrzej Gołota wygrał. Stało się tak jednak głównie dlatego, że Sokołowski nie przyszedł do sądu i nie przedstawił żadnych dowodów na poparcie swoich oskarżeń. Tłumaczył, że był chory. Zaświadczenie o chorobie wystawił mu lekarz sądowy, ale ze względu na procedury dotyczące ochrony świadków koronnych policjanci nie zgodzili się przekazać tego zaświadczenia sądowi.
Sąd uznał więc, że "Masa" zrezygnował z prawa do złożenia zeznań w tej sprawie i wydał wyrok bez wysłuchania jego racji. - To na pozwanym ciążył obowiązek wykazania, że jego działanie nie było bezprawne – mówił w kwietniu zeszłego roku sędzia Andrzej Lipiński.
"Masa" złożył jednak sprzeciw od tego wyroku i dlatego sprawa toczy się od nowa.
Piotr Machajski