Po pół roku zmiana lidera w ekstraklasie. Na fotelu rozsiadła się Legia, która pokonała Cracovię 1:0. Wcześniej, w Gdańsku, potknęła się prowadząca przed 31. kolejką Lechia.
Lechia, dotychczasowy lider, przegrała z rewelacyjnym w tym sezonie Piastem 0:2. Każdy punkt w sobotę dawał legionistom upragnione pierwsze miejsce już na początku rywalizacji w grupie mistrzowskiej. Mieli o co grać.
Tylko że nikt nie spodziewał się spacerku. Do Warszawy przyjechała Cracovia, obecnie czwarta siła w kraju i drużyna z wielkim apetytem na grę w pucharach, która w lutym ograła mistrzów Polski, i to w Warszawie, 2:0. Wtedy to była inna Legia, jeszcze pod skrzydłami Ricardo Sa Pinto, grająca bardzo chimerycznie. Odkąd skonfliktowanego ze wszystkimi Portugalczyka zastąpił Aleksandar Vuković, w warszawski zespół wstąpiło nowe życie, gra z większym luzem, efektowniej i efektywniej. Wygrał trzy mecze z rzędu i w tabeli doskoczył do lidera z Pomorza.
Przed sobotnią kolejką Lechia i Legia miały po 60 punktów.
Pierwsza poprzeczka
Mocniej zaczęli mistrzowie. I to dosłownie. Sygnał do ataku dał kolegom Andre Martins, który huknął zza pola karnego, ale bramkarz Pasów Michal Pesković jakimś cudem odbił piłkę, która trafiła jeszcze w poprzeczkę. Legia dominowała, Cracovia ograniczała się do kontrataków. Goście długo mieli problem z wyjściem z własnej połowy.
Drugi raz mistrzowie groźnie zaatakowali, gdy wpadł w pole karne Marko Vesović. Podał do Kaspera Hamalainena, Fin nawet z bliska strzelił, ale został zablokowany przez obrońcę. Jęk zawodu na trybunach, uczucie ulgi w krakowskim obozie.
W odpowiedzi dał o sobie znać Airam Cabrera. Hiszpan w dwie minuty oddał dwa strzały. Raz z woleja obok bramki, raz wślizgiem, próbując zamknąć dośrodkowanie - trafił w ręce bramkarza Radosława Cierzniaka.
Jak na 45 minut - mało z jednej i drugiej strony.
Druga poprzeczka i anulowany gol
Legii brakowało błysku z przodu, aż w końcu zaistnieli Iuri Medeiros i Sebastian Szymański. Portugalczyk pognał z piłką i podał młodemu Polakowi, tego zatrzymał dopiero Pesković. Takich akcji gospodarze potrzebowali więcej, jeśli myśleli o trzech punktach.
Za chwilę Medeiros oddał piłkę do Vesovicia, a ten znalazł w polu karnym Szymańskiego. On znów zaczarował, strzelił ekwilibrystycznie, z woleja. Znów górą był Pesković.
W końcu piłka wylądowała w bramce, strzelił Medeiros. Na trybunach wybuchła radość, ale potrwała krótko. Sędzia dopatrzył się pozycji spalonej, posiłkował się technologią VAR.
Zarysowała się przewaga legionistów. Goście jakby zamierzali przetrzymać te ataki.
Gospodarze za nic nie chcieli odpuścić. Znów spróbował Medeiros, tym razem huknął w poprzeczkę, ponownie - jak w pierwszej połowie przy uderzeniu Martinsa - wcześniej odbił ją Pesković.
Gol z karnego
Aż nastał doliczony czas gry. Wszyscy przyzwyczajali się do myśli, że mecz skończy się remisem. Tymczasem nierozważnie zachował się rozgrywający doskonałą partię Michał Helik. Powalił na ziemię w polu karnym Williama Remy'ego.
Karny. Tego na gola zamienił niezastąpiony Carlitos. Była 93. minuta.
Legia wyszarpała zwycięstwo i ma fotel lidera. Lechia straciła prowadzenie w tabeli pierwszy raz od końcówki października, konkretnie od 13. kolejki. Teraz do Legii traci trzy punkty.
CZYTAJ O BUDOWIE LEGIA TRAINING CENTER:
Rusza budowa Legia Training Center
Rusza budowa Legia Training Center
Rusza budowa Legia Training Center
twis/ab