Podwyżki domagają się stołeczni taksówkarze. Zależy im przede wszystkim na podniesieniu opłaty początkowej (tzw. trzaśnięcie drzwiami) z 6 zł do 10 zł. Zasadność takiej podwyżki potwierdziły dwie niezależne analizy opracowane na zlecenie ratusza. Urzędnicy zaprezentowali je w zeszłym tygodniu podczas posiedzenia komisji bezpieczeństwa i porządku publicznego Rady Warszawy.
Radni PO: nie potrzeba nowej uchwały
Jednak uchwała o podwyżce prawdopodobnie nie zostanie przegłosowana przez Radę Warszawy.
- Argumenty, które przedstawił nam ratusz, w ocenie radnych nie wystarczają do wprowadzenia wyższej opłaty początkowej - powiedział "Stołecznej" lider klubu PO w radzie Jarosław Szostakowski. - Jeśli kierowcy uważają, że obecne stawki są niewystarczające, mogą skorzystać z możliwości, które daje im aktualna uchwała, i podnieść opłaty za każdy kolejny kilometr do 3 zł - argumentuje.
Takie stanowisko potwierdza także przewodnicząca Rady Warszawy Ewa Malinowska-Grupińska z PO. Według niej nie wszyscy taksówkarze domagają się podwyżki. - Zainteresowałam się tematem i zapewniam, że są tacy, którzy absolutnie sobie tego nie zyczą - powiedziała "Gazecie Stołecznej".
Bez zgody PO, która ma w radzie większość, podwyżek nie uda się wprowadzić. Sceptyczni wobec nich są zresztą również radni SLD. PiS chce się lepiej przyjrzeć wynikom analiz.
Taksówkarze ostrzegają: będa protesty
Taksówkarze już zapowiedzieli, że jeśli rada miasta nie przegłosuje uchwały o podwyżce opłat, to wiosną będą protestować. Ostrzegał przed tym na posiedzeniu komisji bezpieczeństwa i porządku publicznego Paweł Biedrzycki, prezes Zrzeszenia Transportu Prywatnego. Przekonywał wtedy, że korporacje wykazały dobrą wolę nie podnosząc cen w oczekiwaniu na decyzję radnych. - Presja środowiska jest ogromna - podkreśla.
js