Mały placyk obok pomnika Wincentego Witosa, to dla deskorolki miejsce kultowe i legendarne. Skejtowcy od lat ignorują obowiązujący tu zakaz jazdy, a strażnicy przeganiają ich konsekwentnie. To właśnie na tym spocie (miejscu, w którym jeżdżą skejci), w czasach, gdy nie było jeszcze skate parków, narodził się warszawski street skating. Drugim miejscem były okolice nieistniejącego już kina Capitol.
- Ja się pod Witosem wychowałem, jeżdżąc tu od 13. roku życia, a mam w tej chwili 26 lat - mówi Marcin Pawuniak, jeden z najlepszych warszawskich raiderów - tak nazywa się skejtów wyczynowców. Skejtowcy od lat ignorują obowiązujący na placyku zakaz jazdy na deskorolce, a strażnicy przeganiają ich tleż konsekwentnie, co nieskutecznie.
Skok ze schodów
Pierwsza konkurencja dnia polegała na skoku z czterostopniowych schodów. Skejci nadjeżdżali od strony Alej Ujazdowskich. Przed schodami wybijali się w powietrze wraz z deską, która wirowała na różne sposoby i lądowała z hukiem na ziemi. Chodziło o to, żeby wylądować pewnie na jadącej desce. W większości przypadków próby były nieudane. Jednak twarde lądowanie na kamiennym trotuarze nie zniechęcało nikogo. Młodzieńcy podrywali się natychmiast, żeby znów ruszyć w stronę Alej Ujazdowskich, gdzie ustawiła się duża grupa chętnych na następną próbę.
Tak wyglądała pierwsza konkurencja dnia. W następnej, czyli w skokach ze schodków siedmiostopniowych, wystartowali tylko najlepsi i triki wypadały bardzo efektownie.
"Deskorolka to hardcore"
W tłumie przeważały młode i bardzo młode twarze. Reprezentantem starej deskorolkowej załogi był 40-letni Szymon "Perez" Sipowicz. Obecnie najstarszy jeżdżący czynnie w Polsce skejt. "Perez" spokojnie przyglądał się popisom młodzieży, siedząc na swoje desce i filmując smartfonem. To dlatego, że dwa miesiące temu zaliczył kontuzję, w efekcie której prawie skręcił kark.- Dla przeciętnego obserwatora skejt przewraca się przez cały czas. Deskorolka to hardcore. Kontuzje co chwilę. Trzeba nauczyć się upadać. Potrzebne jest wiele nieudanych prób, żeby w końcu zrobić dobrze trik - tłumaczy Perez. Dzień deskorloki był obchodzony w Warszawie po raz siódmy. Co roku zmieniali się organizatorzy i miejsca, w których odbywały się obchody i rozgrywano zawody. - Dla skejta dzień deskorolki jest codziennie, a dziś jest po prostu bardzo sympatyczne święto, które ktoś kiedyś wymyślił. Dzięki niemu mamy okazję, żeby pojeździć razem. Bo na co dzień ekipy mają swoje rewiry i spoty - tłumaczy Perez, a Jakub "Suwak" Suwiński, kolejny ze współorganizatorów dodaje: Najpiękniejsze jest to, że mamy okazję, żeby się spotkać i pojeździć razem jak wielka familia.
Styl życia skejta
- Deskorolka to zero ograniczeń, masz kawałek drewna, trochę kółek i możesz robić co ci się podoba. To jest wolność. Ciężko, to opisać. Najlepiej spróbować i jeżeli się spodoba, to jest największa frajda - mówi Marcin Pawuniak. - Jeżdżenie na deskorolce zmienia nastawienie do pewnych rzeczy. Stereotypowa opinia o skejtach jest taka, że skejt to luzak. A prawda jest taka, że deskorolka jest dla wszystkich, a nie tylko dla luzaków - dodaje.- Poziom sportowy warszawskiej deskorolki jest bardzo dobry. A będzie jeszcze lepszy, gdy będziemy mieli więcej miejsc, w których będziemy mogli jeździć - zapewnia Jakub Suwak Suwiński. Póki co warszawscy raiderzy nie odnoszą światowych sukcesów. Numerem jeden w Warszawie i w Polsce jest Tomasz Ziółkowski. Sprzed Pomnika Witosa skejtowcy przejechali na Agrykolę. Tam rozegrane zostały konkurencja w manualu (jeździe na dwóch kółkach), powerslide (długości poślizgu bokiem), oraz ollie, czyli długości skoku na płaskiej powierzchni. Alex Kłoś