Polityczny konflikt na Białołęce. Z jednej strony jest realna większość radnych, która odwołała burmistrza. Z drugiej prezydent miasta, która nie chce tej decyzji uznać. Zasłania się procedurami. Samorządowcy mówią o łamaniu zasad demokracji, ale na wsparcie KOD na razie nie mają co liczyć: - Trudno ocenić, kto ma rację. Jeśli ktoś udowodni nam, że demokracja faktycznie jest łamana, będziemy interweniować – oceniają działacze.
W radzie na Białołęce powstała nowa większość złożona z polityków Prawa i Sprawiedliwości i radnych niezależnych. Koalicja ma 14 przedstawicieli w 23-osobowej radzie dzielnicy. Odwołali przewodniczącą rady Annę Majchrzak (PO) i burmistrz Piotra Jaworskiego (PO), powołując na te stanowiska własnych reprezentantów, odpowiednio Wiktora Klimiuka i Jana Mackiewicza.
Zdominowana przez Platformę Rada Warszawy ich decyzję unieważniła, co w czwartkowym zarządzeniu potwierdziła prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Konflikt krok po kroku relacjonujemy na tvnwarszawa.pl.
Radni nowej opozycji mówią wprost: "Demokracja na Białołęce jest łamana przez Platformę". – Nie możemy przecież tolerować tego, że wola większości, 14 demokratycznie wybranych radnych przez mieszkańców nie jest respektowana. Na Białołęce walczymy o demokrację – mówił nam radny niezależny Marcin Korowaj.
Kijowski: "Nie słyszałem o tej sprawie"
"Ciekawe, co na temat tej sytuacji myślą przedstawiciele Komitetu Obrony Demokracji? Czy w obronie demokracji na Białołęce również będą protestować pod ratuszem?" – pytają w komentarzach nasi czytelnicy. Postanowiliśmy to sprawdzić.
– Do mnie takie sygnały nie docierały – odpowiada lider KOD Mateusz Kijowski. Dodaje jednak, że komitet nie powstał tylko po to, aby bronić demokracji na szczeblu polityki ogólnopolskiej. – Staramy się interweniować na różnych poziomach, lokalnych również. Ja nie znam sprawy Białołęki i trudno mi się jednoznacznie wypowiadać, ale mamy tam nasz oddział regionalny i jeśli faktycznie istnieje jakiś problem, to myślę, że oni się tym interesują – dodaje.
Kijowski ma rację. Działacze białołęckiego KOD-u w dzielnicowym konflikcie mniej więcej się orientują. – PiS zarzuca Platformie, że blokuje uchwały i uniemożliwia pracę, a Platforma wysuwa swoje argumenty. Przez to jest pat. Jedna strona z drugą nie potrafi się dogadać – relacjonuje nam Agnieszka Afeltowicz, jedna z liderek KOD-u na Białołęce.
"Nie podoba nam się ten konflikt"
– Nie podoba nam się to, co dzieje się w dzielnicy. Kłócą się o stołki, a Białołęka na tym traci. Wybieramy tych ludzi po to, żeby się ciągle kłócili, ale żeby rządzili z głową – dodaje.
Działaczka białołęckiego KOD-u potwierdza słowa Kijowskiego. – To nie jest tak, że interesuje nas tylko "duża" polityka. Działania na szczeblu lokalnym też są ważne. Zwłaszcza, że jesteśmy mieszkańcami tej dzielnicy i interesujemy się tym, co się tutaj dzieje – tłumaczy.
Dlaczego zatem nie protestują i nie organizują manifestacji w obronie lokalnej demokracji? Agnieszka Afeltowicz przyznaje, że działacze trochę gubią się w tym konflikcie, bo każda ze stron ma swoje argumenty i prezentuje swoje opinie prawne. – Trudno nam ocenić, kto ma rację. Musimy mieć konkretne argumenty pokazujące, że demokracja jest łamana. Na razie tego nie wiemy – mówi.
Liderka lokalnego KOD zapewnia, że nie wyklucza protestów i przekonuje, że dla nich nie ma znaczenia, jakie ugrupowanie sprawuje władze: PO, PiS czy komitety lokalne. – KOD jest apartyjny. Nie interesuje nas kto rządzi. Ważne jest to, aby robił to dobrze i z poszanowaniem zasad demokracji.
Na razie jednak, lokalni samorządowcy będą musieli się obyć bez wsparcia KOD-u: - Jeśli ktoś udowodni nam, że demokracja faktycznie jest łamana, również będziemy interweniować – podsumowuje Afeltowicz.
Walka o władzę
Konflikt polityczny na Białołęce wybuchł kilka miesięcy temu, kiedy trzech radnych Platformy Obywatelskiej opuściło partię. Przeszli na stronę opozycji złożonej z PiS i radnych niezależnych. Razem w radzie dzielnicy mają większość.
Po kilku tygodniach doprowadzili do wybrania swojego przewodniczącego dzielnicy, ale zdominowana przez PO Rada Warszawy podważyła legalność tego wyboru. Wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera stanął postronnie nowej większości. Uznał, że przewodniczącym jest jednak radny PiS Wiktor Klimiuk. Władze Platformy Obywatelskiej nie dostosowały się do decyzji wojewody podpierając się swoją opinią prawną, o czym pisaliśmy na tvnwarszawa.pl.
kw/sk
Źródło zdjęcia głównego: facebook/tvn