Miał być ćwierćfinał, jest smutek, rozczarowanie i wielki niedosyt. Polacy ostrzeliwali bramkę Petra Czecha niemal przez całą pierwszą połowę, później opadli z sił, a gwoździa do biało-czerwonej trumny wbił Petr Jiraczek. Wrocław zapłakał.
- To mecz życia. Mój i moich piłkarzy - mówił Franciszek Smuda przed pierwszym gwizdkiem we Wrocławiu. I faktycznie, posłana przez niego do boju o ćwierćfinał jedenastka (identyczna jak z Rosją) zaczęła z wielkim animuszem. Widać, że chciała za wszelką cenę wygrać, bo tylko zwycięstwo dawało Polakom awans. Bramkę Petra Czecha ostrzeliwali Dariusz Dudka (nożycami) i Eugen Polanski (z dystansu), ale najbliżej powodzenia był Robert Lewandowski. Dostał podanie od pracującego jak mrówka Jakuba Błaszczykowskiego. Jakieś osiem metrów przed sobą miał tylko bramkarza, mógł zrobić wszystko. Wybrał najgorzej. Huknął z całej siły lewą nogą. Trybuny we Wrocławiu tylko jęknęły z zawodu, bo kibice widzieli piłkę w siatce.
Osłabli
Z czasem Polacy słabli, jakby po raz kolejny udowadniając, że są przygotowani na pół godziny jednego meczu (tak było z Grecją). Podopieczni Michala Bilka zwietrzyli szansę, jeszcze do przerwy mogli ostudzić zapały biało-czerwonych. Pierwszym ostrzeżeniem dla zespołu Smudy było podanie za plecy polskiej defensywy. Do Milana Barosza jednak nie dotarło. Można było odetchnąć. Jeśli ktoś myślał, że w drugiej połowie wszystko wróci do normy i będzie świadkiem kolejnych szturmów Polaków, ten się grubo mylił. Dalej atakowali Czesi, a jedenastka współgospodarzy mistrzostw oddychała rękawami.
Byli tylko tłem
Brakowało lidera, który wziąłby na siebie ciężar rozegrania piłki, przytrzymania jej na dłużej niż pięć sekund. Zawiedli ci, którzy mieli być motorami napędowymi naszej drużyny, w tym Lewandowski i Łukasz Piszczek, którzy nie przypomniali liderów Borussii Dortmund. Nasi południowi sąsiedzi mieli atuty, których nam brakowało. Potrafili zdominować środek pola, mimo że w nim panować miał defensywny tercet Smudy: Polanski-Dudka-Murawski. No i mieli przede wszystkim Petra Jiraczka, który w 72. minucie udanie zakończył kontrę swojego zespołu. Najpierw ośmieszył Marcina Wasilewskiego, położył go na murawę, by później ze spokojem posłać piłkę obok bezradnego Przemysława Tytonia. To koniec budowanej przez 2,5 roku autorskiej kadry Smudy. Celem miał być ćwierćfinał Euro. W 1/4 finału są Czesi i Grecy, którzy pokonali Rosję 1:0. A Smuda potwierdził, że rozstaje się z drużyną.
- To na sto procent koniec mojej przygody z reprezentacją - stwierdził przybity. Smutny koniec.
Czechy - Polska 1:0 (0:0) Bramka: Petr Jiracek (72') Żółte kartki: David Limbersky, Jaroslav Plasil, Tomas Pekhart - Rafał Murawski, Eugen Polanski, Marcin Wasilewski, Jakub Błaszczykowski, Damien Perquis Sędzia: Craig Thomson (Szkocja) Widzów: 41480 SKŁADY: Czechy: Petr Czech (8) - Theodor Gebre Selassie (7), Michal Kadlec (7), Tomas Sivok (7), David Limbersky (7) - Petr Jiracek (8) (84. Frantisek Rajtoral), Tomas Huebschman (7), Jaroslav Plasil (6), Vaclav Pilar (7) (88. Jan Rezek) - Daniel Kolar (6), Milan Baros (6) (90+1. Tomas Pekhart) Polska: Przemysław Tytoń (6) - Łukasz Piszczek (5), Marcin Wasilewski (5), Damien Perquis (5), Sebastian Boenisch (6) - Jakub Błaszczykowski (6), Dariusz Dudka (5), Eugen Polanski (5) (56. Kamil Grosicki (5)), Ludovic Obraniak (5) (72. Paweł Brożek), Rafał Murawski (5) (73. Adrian Mierzejewski) - Robert Lewandowski (4)
TVN24.PL/twis