Po zmianie rzeczywistości ustrojowej dawni właściciele, a coraz częściej ich spadkobiercy, powracali z roszczeniami. Według danych z "Białej księgi reprywatyzacji warszawskich nieruchomości" od 1990 r. następcy prawni dawnych właścicieli złożyli około 7 tys. wniosków o zwrot nieruchomości. Władze Warszawy fizycznie zwróciły od tamtego czasu 4 tys. nieruchomości i wypłaciły 1,13 mld złotych odszkodowań. Obecnie toczy się ponad 3,5 tys. postępowań o zwrot warszawskich nieruchomości (ponad 100 dotyczy terenów, na których znajdują się szkoły i przedszkola). Drugie tyle postępowań dotyczy wypłaty odszkodowań. Zobowiązania z nich wynikające liczone są w miliardach złotych.Nieruchomości były zwracane dwiema drogami - administracyjną i sądową. Droga administracyjna miała dwie ścieżki: • gdy właściciele lub następcy prawni składali w latach PRL wnioski o zwrot do Stołecznej Rady Narodowej, a ta milczała (czyli nie wydała żadnej decyzji), samorządowe władze Warszawy (te po 1990 r.) zwracały nieruchomości automatycznie• gdy właścicielom lub następcom prawnym peerelowskie władze Warszawy odmówiły zwrotu nieruchomości, po 1990 r. mogli oni ubiegać się o unieważnienie tych decyzji - w Ministerstwie Budownictwa lub w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. Niezależnie od obowiązującej procedury administracyjnej część spadkobierców przedwojennych właścicieli ubiegała się o zwrot nieruchomości przed sądami, uzyskując korzystne wyroki.
Kontrowersje wokół reprywatyzacji
Przez lata proces zwracania lub rekompensowania nieruchomości odbywał się po cichu, bez konfliktów na szerszą skalę. Pierwsze większe kontrowersje pojawiły się w ciągu ostatniego dziesięciolecia.
Najpierw gdy wyszło na jaw, że po przejściu kamienic czynszowych w prywatne ręce nowi właściciele w bezwzględny, brutalny i bezprawny sposób pozbywali się lokatorów legalnie mieszkających w tych budynkach. Ludzie przemocą opróżniający mieszkania w odzyskanych budynkach zyskali nazwę czyścicieli kamienic. W tych sprawach lokatorzy i ich stowarzyszenia rzadko podważali zasadność zwrotu komunalnych budynków w prywatne ręce. Skupiali się na ochronie praw mieszkańców - by nie byli bezprawnie wyrzucani, by miasto chroniło ich przed drakońskimi czynszami narzucanymi przez nowych kamieniczników i by wyrzucani lokatorzy dostawali automatycznie mieszkania zastępcze.Pierwsze pytania co do sensu zwracania nieruchomości w naturze pojawiły się, gdy wyszło na jaw, że władze Warszawy zamierzają oddać w prywatne ręce działki, na których stoją szkoły, przedszkola i inne obiekty użyteczności publicznej. Rodzice, nauczyciele i uczniowie organizowali protesty przeciwko zabieraniu im boisk, przyszkolnych placów czy wręcz całych budynków. Najgłośniejsze protesty dotyczyły m.in.:• Gimnazjum nr 42 przy ulicy Twardej (Śródmieście)• Szkoły Podstawowej przy ulic Niecałej (Śródmieście)• 37. Liceum Ogólnokształcącego przy ulicy Świętokrzyskiej 1 (Śródmieście).Protesty te pokazywali reporterzy TVN24:
Problemy ze szkołami
Wówczas rzecznik stołecznego ratusza Bartosz Milczarczyk tłumaczył, że miasto na mocy wyroków sądowych musi te nieruchomości oddać, że nie ma innego wyjścia. I choć miejskie organizacje i stowarzyszenia, część radnych i środowisk prawniczych wskazywały, że nie trzeba przecież oddawać spadkobiercom szkół i przedszkoli, a można zaproponować w zamian inne nieruchomości, stanowisko ratusza było nieprzejednane.- Nie mamy możliwości wydawania nieruchomości zamiennych. Takie jest orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego - argumentował w czerwcu 2013 r. rzecznik Milczarczyk.
To nieprzejednane stanowisko władz Warszawy w ostatnich dniach jednak się zmieniło. Na piątkowej konferencji prasowej wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak przyznał, że możliwość zwrotu nieruchomości zamiennych istnieje i może być stosowana.
Druga fala kontrowersji wokół reprywatyzacji warszawskich nieruchomości pojawiła się około dwóch lat temu, gdy zaczęli działać samozwańczy kuratorzy dowodzący przed sądami, że mają prawo rościć sobie prawa do kamienic w imieniu osób nieżyjących bądź osób o nieustalonym miejscu pobytu. Samozwańczym kuratorom było o tyle łatwo działać, że czasie II wojny światowej zginęły bez aktów zgonu albo zaginęły bez wieści setki tysięcy mieszkańców stolicy. Sądy więc na ogół wierzyły kuratorom, że po poświadczeniu śmierci właścicieli i niemożności ustalenia wszystkichspadkobierców prawo do roszczeń ma tylko jeden spadkobierca reprezentowany akurat przez tego kuratora.
- Jest to biznes, który z powodu luk prawnych i decyzji sądu zrodził się w samym sercu Polski. Za sprawą prostej prawnej sztuczki można stać się właścicielem wartej krocie kamienicy w centrum Warszawy - relacjonował w swym raporcie w programie "Czarno na Białym" TVN24 Cyprian Jopek.Najbardziej szokujący przykład, wymieniany w materiale "Czarno na Białym" w październiku 2014 r., to kamienica przy ulicy Hożej 25. Jeden z biznesmenów kupił od starszej kobiety prawa do roszczeń wobec tego budynku za... 50 (słownie: pięćdziesiąt) złotych. "Roszczenia" to pierwsze słowo klucz w tym biznesie. Chodzi o kupienie od spadkobiercy prawa do ubiegania się o zwrot nieruchomości. - To się opłaca na przykład dlatego, że ten majątek można zbyć jako kurator - mówił Wojciech Bartelski, ówczesny burmistrz Śródmieścia. - Kuratora można porównać językiem potocznym na przykład do syndyka masy upadłościowej, który nie jest właścicielem, ale dysponuje tym majątkiem. Ten majątek kurator może sprzedać, argumentując, że jako kurator osoby dba o interesy tej osoby. To jest najpopularniejsza sztuczka.Niektórzy nawet nie ukrywali swoich celów i sprzedawali nieruchomości... samym sobie.- Proceder handlu roszczeniami, które kończą się przejęciem nieruchomości, będzie coraz częstszy - przewidywał reporter "Czarno na Białym". - Bo sądy, które ustanawiają kuratorów, stają się nad wyraz liberalne. Wszystko w imię ochrony prawa własności - dodawał.
"Reprywatyzacyjne podziemie"
Działka podwójnie zrekompensowana
Kolejny skandal wybuchł w kwietniu tego roku, gdy okazało się, że miejscy urzędnicy oddali za darmo działkę w bezpośrednim sąsiedztwie Pałacu Kultury i Nauki warszawskiemu adwokatowi Robertowi Nowaczykowi. W dodatku decyzję o zwrocie podejmował urzędnik - Jakub Rudnicki - którego z mecenasem połączyła potem współwłasność pensjonatu malowniczo położonego na zboczu Gubałówki. Sprawa zwrotu działki przy Pałacu Kultury i Nauki o przedwojennym adresie Chmielna 70 bulwersuje tym mocniej, że państwo polskie wcześniej wypłaciło już za nią odszkodowanie.
Sprawą reprywatyzacji warszawskich nieruchomości zajmuje się Centralne Biuro Antykorupcyjne. W piątek prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała o:- zwolnieniu dyscyplinarnym trzech urzędników odpowiedzialnych jej zdaniem za zbyt pochopne podjęcie decyzji o zwrocie działki- rozwiązaniu miejskiego Biura Gospodarki Nieruchomościami, które zajmowało się reprywatyzacją- zwróceniu się do Rady Warszawy o powołanie nadzwyczajnej komisji do zbadania kulisów reprywatyzacji.
Sprawa działki przy PKiN
jp/r/b
Źródło zdjęcia głównego: TVN24