Wiceprezydenci i delegaci miast przyjechali do ministra edukacji zapytać o dofinansowanie dla nauczycieli. Minister Dariusz Piontkowski na umówione spotkanie nie przyszedł. Jak tłumaczył potem, przez "błąd sekretariatu". - Zostaliśmy całkowicie zlekceważeni - powiedziała Iwona Waszkiewicz, wiceprezydent Bydgoszczy. Materiał magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
O godzinie 12 w środę w budynku ministerstwa edukacji w Warszawie miało odbyć się spotkanie Dariusza Piontkowskiego z wiceprezydentami i delegatami dwunastu największych polskich miast. Ministra jednak na umówionym spotkaniu nie było, a delegacja przez niemal pół godziny czekała w holu.
- Przybyliśmy na spotkanie z panem ministrem na jego zaproszenie, a zostaliśmy całkowicie zlekceważeni - skomentowała Iwona Waszkiewicz, wiceprezydent Bydgoszczy. Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska zwróciła uwagę, że w samorządzie pracuje od 25 lat, ale z taką sytuacją się jeszcze nie spotkała.
"Błąd sekretariatu"
W tym czasie minister edukacji był w budynku - dokładnie piętro wyżej, ale do spotkania nie doszło. - Myślę, że potrzebne jest wyjaśnienie incydentu, który się wydarzył i przeproszenie za błąd sekretariatu - powiedział Piontkowski.
Z jednej strony minister mówi o błędzie sekretariatu, co by sugerowało, że o spotkaniu nie wiedział, ale zaraz dodaje, że na spotkanie czekał, a gdy po niemal pół godzinie spędzonej na korytarzu delegacja wyszła - do akcji miała wkroczyć sekretarka, ta, która rzekomo za całe zamieszanie odpowiada. Według ministra "pani kierownik sekretariatu prosiła o powrót do ministerstwa, mówiąc, że minister oczekuje na spotkanie".
- Niestety, nie doczekaliśmy się odpowiedzi albo uzyskaliśmy odpowiedź, że już nie wrócą - dodał.
Problemy z finansowaniem rządowych obietnic
Do rozmów więc ostatecznie nie doszło, a temat planowanego spotkania jest poważny. Za miesiąc samorządy będą musiały wypłacić nauczycielom wyższe pensje. Podwyżki obiecał rząd, ale pieniędzy dał za mało - przynajmniej tak twierdzą samorządowcy.
- Miliard złotych absolutnie nie wystarczy na pokrycie kosztów. Co najmniej 500 milionów zabraknie i samorządy będą musiały dopłacić ze swoich budżetów - oceniła wiceprezydent Bydgoszczy Iwona Waszkiewicz.
Samorządowcy przypominają, że miasta już musiały dołożyć do wiosennej tury podwyżek dla nauczycieli. W Warszawie ten wzrost wynagrodzeń kosztował 70 milionów złotych, z czego tylko 30 milionów dało ministerstwo. Żeby sfinansować kolejne podwyżki, potrzebne będą cięcia w budżecie.
- Chciałabym, żeby pan minister odpowiedział na pytanie, co mamy zabrać warszawskim dzieciom - zwróciła się do szefa MEN wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska.
Liczby przedstawione przez miasto robią wrażenie. Renata Kaznowska poinformowała, że musiała obciąć finansowanie zajęć dodatkowych dla dzieci o 40 milionów złotych, na akcję "Lato w mieście" i "Zima w mieście" około 10 milionów złotych. Miasto przeznaczy także 12 milionów mniej na wsparcie socjalne dla dzieci, 8 milionów stracą organizacje pozarządowe.
- Uzbierałam 130 milionów złotych, wycinając wszystko, co warszawska młodzież przez ostatnie lata otrzymywała, żeby uzbierać na podwyżki, bo pan minister nie ma na to środków - mówiła wiceprezydent Warszawy.
Podobne cięcia będą musiały zrobić też inne miasta. Wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczyk stwierdził, że miasto nie będzie w stanie dokładać pieniędzy na letnie akcje, dodatkowe zajęcia czy prowadzenie burs.
Spór o pieniądze
Ministerstwo odpowiada, że tylko w tym roku subwencja oświatowa wzrosła o prawie 4 miliardy złotych. Na argumenty, że to za mało, bo bezkosztowa reforma Anny Zalewskiej jednak kosztuje, minister tłumaczy, że samorządy też muszą brać koszty na siebie.
- Koszty funkcjonowania pokrywa nie tylko budżet państwa. Subwencja jest tylko częścią pieniędzy przeznaczonych na utrzymanie szkół w Polsce - powiedział minister.
Spór o pieniądze więc trwa i trudno będzie się spotkać w pół drogi. Na razie obu stronom nie udaje się spotkać nawet w jednym budynku.
asty//now