Mieszkańcy białołęckiego Lewandowa najwyraźniej pozazdrościli Kuźni Raciborskiej pierwszej w Polsce ulicy Roberta Lewandowskiego. Wyszli z podobną inicjatywą i nazwiskiem znanego piłkarza chcieli nazwać pobliski park. I dorzucić w pakiecie pomnik przyrody - dąb o imieniu… Robert. Przedsięwzięcie okazało jednak się trudniejsze niż myśleli.
- Z pomysłem przyszli do nas mieszkańcy. Wziął się od nazwy osiedla, które znajduje się w tym rejonie, czyli Lewandów - mówi nam Marzena Gawkowska, rzeczniczka urzędu dzielnicy w Białołęce. Park miałby powstać w rejonie skrzyżowania ulic Kartograficznej i Głębockiej.
Inicjatorem akcji jest organizacja Białołęka Jest Jedna. Na ich stronie na Facebooku czytamy, że teren zielony w tej okolicy jest niezbędny. Nowych osiedli (a wraz z nimi i nowych mieszkańców) przybywa, zieleni zaś jest jak na przysłowiowe lekarstwo. "Proponujemy tradycyjny park z alejkami, ławkami, kwietnymi rabatami i fontanną. Miejsce wypoczynku, wyciszenia i relaksu. Ale jesteśmy otwarci na wszelkie pomysły. Ten park powinien służyć mieszkańcom" - przekonują społecznicy.
Dąb Robert
Najbardziej charakterystycznym obiektem parku miałby być jednak okazały dąb szypułkowy rosnący przy Kartograficznej.
"Ten pomnik przyrody ma 516 cm obwodu, co oznacza, że może mieć około 350 lat, czyli pamięta i wielką puszczę rosnącą na prawym brzegu Wisły, i wielkie niedostępne bagna, i pierwszych mieszkańców Lewandowa, którzy 200 lat temu podjęli decyzję o zapuszczeniu tutaj korzeni. Niech to będzie dla nas punkt wyjścia" - zachęcają w mediach społecznościowych.
"Może warto też pomyśleć o nadaniu nazwy temu jednemu ze starszych drzew w mieście? A może by tak: Dąb Robert" - pytają.
Pięć lat od śmierci
Rzeczniczka białołęckiego urzędu nie ukrywa, że władzom dzielnicy pomysł się podoba. - Jesteśmy za, pogratulowaliśmy mieszkańcom kreatywności - przekonuje.
W całej sprawie jest jednak pewne "ale". - Zasadą w mieście stołecznym Warszawa jest sytuacja, kiedy procedura nazwania czyimś imieniem obiektu rozpoczyna się pięć lat po jego śmierci - informuje urzędniczka. - A my przecież życzymy jeszcze wielu lat w zdrowiu i co więcej, świetnej formie, naszemu słynnemu piłkarzowi - dodaje.
Obowiązek "odczekania" pięciu lat od śmierci wynika z uchwały Rady Warszawy. - Ten czas minąć między innymi po to, żeby - jeśli mają ujawnić się jakieś negatywne informacje o danej osobie - zdążyły wypłynąć. Oprócz tego, Rada Warszawy musi upewnić się, że w ciągu tych pięciu lat nie osłabł zapał do nazwania nazwiskiem tejże osoby danego miejskiego obiektu - wyjaśnia Gawkowska.
Możliwe odstępstwo
Od zasady pięciu lat można zrobić jednak odstępstwo. Z inicjatywą taką musi wyjść jednak prezydent Warszawy, a zgodę na nią wydać rada miasta. Kilka razy skorzystano z takiej możliwości. W 2007 roku nadano ulicy na Pradze Południe imię Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Stało się to dwa lata po śmierci Kuriera z Warszawy. W ubiegłym roku natomiast jeden ze skwerów na Woli przybrał imię zmarłego w 2015 roku Władysława Bartoszewskiego.
Zdjęcie na stronie głównej: Bartłomiej Zborowski / PAP
kw/b