Brwinów: zamknęli dworzec razem z kasjerką. Potem było tylko gorzej

Kasa na stacji była zamknięta
Źródło: Mateusz Szmelter/ tvnwarszawa.pl
W poniedziałek wydawało się, że nie jest źle. Ale tego dnia w szkołach trwały tylko rozpoczęcia roku, więc nie wszyscy jechali do miasta rano. Prawdziwym testem dla mieszkańców zachodnich przedmieść Warszawy okazał się wtorek.

Za nami kilka dni remontu linii kolejowej do Grodziska. Jak na razie największym problem okazała się czynność z pozoru prozaiczna - zakup biletów. W Brwinowie zamieszanie zaczęło się już w poniedziałek, a jego pierwszą ofiarą była... kasjerka. Jak relacjonuje burmistrz, została zamknięta wewnątrz stacji przez ekipę, która blaszanym płotem wygrodziła dojście do budynku. Odkryła to... jej zmienniczka, gdy przyjechała do pracy.

- Razem z nią stali pasażerowie, których w taki sposób pozbawiono jedynego miejsca, gdzie można było zakupić bilety. Większość z nich, dopiero później dowiedziała się o zmianach - relacjonuje burmistrz Arkadiusz Kosiński.

"Może być, nie wiem"

We wtorek problemy trwały w najlepsze. - Właśnie chcieliśmy kupić bilet. Wczoraj poinformowano nas, że kasa na stacji kolejowej będzie otwarta. Okazało się jednak, że jest zamknięta - stwierdził jeden z pasażerów, którego spotkaliśmy we wtorek pobliżu nieczynnej stacji.

Sprawdziliśmy, czy uda mu się kupić bilet gdzieś indziej. Poszliśmy na przystanek autobusu ZB, który zastępuje pociągi. Nie ma tam biletomatu, więc weszliśmy do pojazdu, by dowiedzieć się czegoś od kierowcy. - Ale my nie sprzedajemy biletów - odpowiedział.

- Ale kasa jest nieczynna, a miała być otwarta. To gdzie mogę kupić? - dociekał pasażer. Porozumienia nie ułatwiało to, że kierowca mówił ze wschodnim akcentem. Na pytanie, czy ludzie mają jeździć na gapę, odpowiedział: - Może być, nie wiem.

Rozmawialiśmy też z innymi pasażerami. Większość była przekonana, że bilety można kupić na stacji kolejowej i tam kierowali swe kroki. Kiedy dowiadywali się, że kasę zamknięto, nie kryli oburzenia. - No to już jest granda moim zdaniem. Na gapę będzie starszy człowiek jechał? Czy kobieta w wieku średnim? No nie mają innego wyjścia żeby jechać na gapę skoro nie ma biletów - oburzała się jedna z pasażerek.

Wraz z nią podeszliśmy do kolejnego kierowcy. On także był zaskoczony informacją o zamknięciu kas. - Nie powinno być zamknięte. Było umówione z kolejami, że na stacjach się kupuje. Wczoraj jeździłem na Grodzisk i inni pasażerowie pytali, czy można kupić bilet. Ja sprzedaży nie prowadzę. Nie miałem żadnej kontroli, nie wiem czy mogę [wypraszać pasażerów bez biletu - red.] ale i tak bym tego nie robił - podsumował.

Problemy z komunikacją zastępczą

Źródło: Mateusz Szmelter/ tvnwarszawa.pl
"Pętla powstała z musu"
"Pętla powstała z musu"
Teraz oglądasz
Prowizoryczny przystanek
Prowizoryczny przystanek
Teraz oglądasz
Tablica z Radomia
Tablica z Radomia
Teraz oglądasz
Autobusy jechały dwie godziny
Autobusy jechały dwie godziny
Teraz oglądasz

Problemy z komunikacją zastępczą

Burmistrz: ratuję im skórę

W poniedziałek burmistrz Kosiński oceniał sytuację w emocjonalnych wpisach na Facebooku. We wtorek spotkał się z naszym reporterem na pętli zastępczych autobusów. - Tu miał stać pawilon, w którym miały być sprzedawane bilety miesięczne i jednorazowe. Na pętli miał być biletomat. Niestety nie ma biletomatu ani pawilonu - rozkładał ręce, wskazują jako winnego Koleje Mazowieckie.

Jak dodał, i tak udało mu się wywalczyć więcej, niż chciał zrobić przewoźnik. - Pętla powstała z musu. Została zrobiona w odległości 250 metrów od rynku. Autobusy, które tu przyjeżdżają, nie blokują ruchu, a piesi i rowerzyści nie mają problemów z dotarciem. Mieszczą się tu trzy autobusy - tłumaczy.

Skarży się, że KM nie wysłuchały jego sugestii - chciał, by autobusy kursowały w kierunku Domaniewa i dalej autostrady A2 i trasy S8. Koleje Mazowieckie zaproponowały inne trasy, a autobusy utknęły w korku. - Dlatego zdecydowałem na koszt gminy uruchomić dwa poranne, darmowe kursy dowożące uczniów i studentów do stolicy. Nasz autobus wozi pasażerów do metra Marymont. Dziś dojechał w czasie 31 minut. Myślę, że tym uratowaliśmy skórę Kolejom Mazowieckim - podsumował.

"Zagrodzone bez uprzedzenia"

Jak się okazuje, przyczyną zamieszania na dworcu jest nieporozumienie między Kolejami Mazowieckim, a wykonawcą prac. Tak w każdym razie twierdzi przewoźnik, który we wtorek przesłał nam oświadczenie: "W przypadku wszystkich stacji na ww. linii Koleje Mazowieckie otrzymały z wyprzedzeniem informacje, że zostają one zamknięte, co pozwoliło na zapewnienie nowej lokalizacji kasy biletowej. W przypadku Brwinowa takiej informacji zabrakło. W dniu 4 września 2017 roku na stacji Brwinów, bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia, zostało zagrodzone wejście na perony, pozostawiając pracownika kasy oraz podróżnych bez możliwości opuszczenia pomieszczenia kasowego, jak i peronów" - czytamy.

"Jesteśmy w trakcie ustalania miejsca, gdzie mógłby tymczasowo dyżurować nasz pracownik i sprzedawać bilety przy pomocy kasy mobilnej. Za zaistniałą sytuację przepraszamy i podkreślamy, że jest ona przejściowa. Zapewniamy, że podejmujemy wszelkie racjonalne działania, aby jak najszybciej umożliwić Państwu zakup biletów okresowych bezpośrednio w Brwinowie. Prosimy o korzystanie z możliwości nabycia takich biletów na wszystkich stacjach i przystankach docelowych dla Państwa podróży" - dodano w piśmie przesłanym do naszej redakcji.

Na odpowiedzi KM dotyczące zarzutów burmistrza wciąż czekamy. A kolejny test już w środowy poranek

Mateusz Dolak

Czytaj także: