- Byłem wychowywany w domu dziecka, ale udało mi się do czegoś dojść. Ludzie mnie wybrali, więc nie zamierzam zrzekać się mandatu. Zrzeknę się jedynie diety (około 1,8 tys. zł - przyp.red.) - mówi Łukasz M.
Zastrzega również, że nigdy nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
Jak podała w czwartek "Gazeta Stołeczna", Łukasz M. w tajemnicy trzymał informację o ciążących na nim zarzutach. Dwa razy wypełniał ankietę personalną przed wstąpieniem do Platformy Obywatelskiej. W rubryce: "Czy toczą się przeciw Panu aktualnie postępowania karne i karno skarbowe" napisał: "nie".
Awantura podczas rady
Upublicznienie zarzutów dla radnego zbiegło się z awanturą w radzie dzielnicy, która dotyczny prób powołania zarządu. Najpierw, dzięki głosowi Łukasza M., na burmistrza został wybrany Jacek Sasin - kandydat PiS i Praskiej Wspólnoty Samorządowej. Po tej decyzji szefowa rady Elżbieta Kowalska-Kobus (PO) przerwała sesję i tym samym uniemożliwiła wybór zarządu.
Dokończenia sesji nie udało się przeprowadzić. Na zwołanej pod koniec grudnia sesji opozycja nie podpisała listy. Dlaczego? W porządku obrad zabrakło punktu dotyczącego wyboru zastępców burmistrza.
Ostatecznie w dzielnicy Hanna Gronkiewicz-Waltz ustanowiła zarząd komisaryczny.
Teraz radni PiS domagają się odwołania przewodniczącej rady dzielnicy Elżbiety Kowalskiej-Kobus, która - jak mówią - swoimi działaniami uniemożliwiła powołanie zarzadu za pierwszym razem.
Piątkowe posiedzenie zostało przetrwane w atmosferze skandalu.
Przemysław Wenerski
mjc/mz