Kłopoty w szkole, konflikt w rodzinie, problemy z alkoholem - to wystarczy, by trafić na ulicę. Przekonali się o tym Waldemar, Sebastian i Klaudia. Są bezdomni, żyją na warszawskich ulicach, dworcach, opuszczonych altanach ogrodowych. Jak wygląda ich życie? Sprawdzała to reporterka "Czarno na białym".
Waldemar jest bezdomny od 10 lat. - Podoba mi się takie życie - mówi. - Tylko ja mam taki problem, że po sklepach kradnę. I jestem dużo razy notowany. Policja często mnie "skręca" - dodaje jednak. Klaudia nie ma domu od czterech lat. Jej rodzice nie żyją. Po ich śmierci trafiła pod opiekę ciotki i babci. - Po śmierci babci strasznie zaczęło mi odwalać - tłumaczy. - Zaczęłam kraść i pić alkohol. Miałam kilka spraw w sądzie - dodaje.Pokłóciła się z ciotką, która zrzekła się do niej praw. W wieku 14 lat dziewczyna trafiła do ośrodka dla młodzieży. Kilka razy z niego uciekała. W końcu musiała się wyprowadzić. - Teraz muszę dać sobie radę sama, ale nie pogodziłam się z myślą, że rodzina się ode mnie odwróciła. - mówi. Przyznaje, że najgorsze było dla niej poczucie odrzucenia. - Kiedy byłam w ośrodku, ciotka nigdy do mnie nie zadzwoniła, chociaż czekałam na telefon każdego dnia. Zostawałam tam na wszystkie Święta. Moja ciotka nigdy nie zrozumie, jakie to uczucie, zostawać za kratami, gdy wszyscy wyjeżdżają."Baletuję różnie, raz na wozie, raz pod wozem"
Klaudia boi się, co będzie dalej i że sama sobie nie poradzi. Na razie przebywa w schronisku dla bezdomnych, ale obawia się, że będzie musiała je opuścić, bo zdarza się, że jest agresywna. - Nie wiem, gdzie wtedy pójdę, chyba pod most. Bo nie mam dokąd pójść - wyznaje. Chciałaby skończyć szkołę i pójść na studia, ale wie, że będzie to bardzo trudne. - Najbardziej chcę pogodzić się z ciotką, żeby mi pomogła, bo bez niej nie dam rady - zaznacza. Sebastian, bezdomny od 10 lat, wie, jak sobie radzić. Okrada sklepy i markety, a skradziony alkohol odsprzedaje. - Bierzemy Jack Danielsy, Czarne Jaśki i jedziemy na Starówkę. Tam biorą wszystko od ręki - opowiada. Sebastian przyznaje, że jest "raz na wozie, raz pod wozem". - Baletuję różnie, teraz jestem pod wozem - mówi.Niektóre bezdomne dziewczyny zajmują się prostytucją. Agnieszka - bezdomna od sześciu lat, pracowała w ten sposób przez rok. - W cztery godziny zarabiałam dwa tysiące złotych - opisuje."Żyją na ulicy, bo im wygodnie" Pracują z nimi streetworkerzy. Część z nich robi to z powołania, część kryje za sobą mroczną przeszłość. - To odbicie mnie - mówi o swoich "podopiecznych" Krzysztof, pracownik Monaru. - Ja też tak kiedyś wyglądałem, może jeszcze gorzej. Identycznie chodziłem głodny i zaniedbany. Nie miałem nic - wspomina. - Jeśli miałem już jakieś pieniądze, wydawałem na alkohol. Nic nie liczyło się dla mnie. Tylko alkohol - dodaje. Przyznaje, że stracił kontakt z rodziną i przyjaciółmi, wszyscy odwrócili się od niego, przestali zapraszać na święta. Zwykle bezdomni to ludzie, których spotkało w życiu coś złego - mieli kłopoty z edukacją, konflikt lub alkoholików w rodzinie. Zdaniem Ilony, streetworkerki z Monaru, bezdomni żyją na ulicy, bo jest im wygodnie. - Skoro zarabiają i sobie radzą, czemu mają podejmować normalną pracę? - pyta. Według niej, wszystko zależy od samych bezdomnych, a organizacje niewiele zmienią.
tvn24.pl//kcz/tr