Przygotowywana z niesamowitym rozmachem impreza ma na celu zainteresowanie warszawiaków zainteresowanie żużlem. Już sama organizacja zawodów jest logistycznie bardzo skomplikowaną operacją - 154 ciężarówki przywiozą 3700 ton specjalnego materiału - współczesnej wersji żużlu, z którego powstanie tor. Tyle waży w sumie ponad 46 tysięcy motocykli żużlowych.
Tor będzie miał długość niemal 272 metrów. Na prostych osiągnie szerokość dziesięciu, a na łukach czternastu metrów. By wszystko było jeszcze bardziej atrakcyjne, park maszyn, w odróżnieniu od innych obiektów, zostanie rozstawiony na płycie - tuż za bandą wzdłuż przeciwległej prostej. Dzięki temu ma być doskonale widoczny dla wszystkich widzów.
Nawierzchnia będzie zdecydowanie bardziej profesjonalna niż ta, po której w 1985 roku ścigali się w tym miejscu zawodnicy w ramach "Pożegnania lata z Jarmarkiem". Wtedy Marek Kępa, Krzysztof Nurzyński i Piotr Mazurek oraz legendarny Ove Fundin, pięciokrotny mistrz świata, jeździli motorami po mączce ceglanej bieżni Stadionu Dziesięciolecia. Co więcej, wszystko oświetlały estradowe reflektory.
"Tego się nie zapomina, to było coś niesamowitego"
- Tego się nie zapomina, pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. Atmosfera, muzyka, światła - to było coś niesamowitego. Bardzo liczna publiczność, świetni zawodnicy - wspomina Szczakiel. Choć do 2010 roku i triumfu Golloba był jedynym polskim Indywidualnym Mistrzem Świata, on akurat w tamtych pokazowych zawodach prowadził zupełnie inny pojazd, bo... Fiata 126p.
W wyścigach startowało ośmiu zawodników, zwycięzcy półfinałów walczyli ze sobą o trofeum. Pierwszy swój bieg wygrał Fundin, w drugim najlepszy był Szczakiel. - Sam jeździłem wtedy maluchem, więc dobrze się w nim czułem. Pewnie wszedłem do finału, gdzie spotkałem się z Fundinem i przypomniało mi się, że w 1970 roku wyprzedził on Maugera (Ivana Maugera z Nowej Zelandii, pięciokrotnego żużlowego mistrza świata, który wraz z Fundinem jest rekordzistą - red.) na ostatnim wyjściu z łuku. Dlatego pilnowałem się w tym miejscu. Docisnąłem gaz do dechy i wchodziłem w wiraż tak, że Fundin nie miał gdzie tej szybkości nabrać. Ale uderzył mnie w bok, wyprzedził i wygrał - wspomina Szczakiel.
- Oczywiście nic nie mówiłem, bo nigdy nie miałem żadnych pretensji. Podszedłem do niego, pogratulowałem, a on poklepał mnie i powiedział: "George, very good" - dodaje były gwiazdor Kolejarza Opole. Problem w tym, że choć tamte zawody zgromadziły bardzo liczną publikę, nie znalazło to przełożenia na zainteresowanie czarnym sportem wśród mieszkańców Warszawy. Pojedyncze niepunktowane zawody z 1993 i 1999 roku nie miały choćby porównywalnego rozmachu, a reaktywowana w 2000 roku Gwardia przetrwała tylko do 2003.
Gollob pojedzie ostatni raz
Organizatorzy kwietniowych zawodów nie chcą popełnić błędu poprzedników sprzed trzydziestu lat. Impreza będzie miała charakter czysto żużlowy, a kontrakt na organizację GP Polski na Narodowym z góry podpisano na trzy lata (materiał do budowy toru "przezimuje" w halach FSO na Żeraniu). Ale charakter naprawdę wyjątkowy będą mieć tylko tegoroczne zawody. Po pierwsze ze względu na wielkie dla polskiego żużla i sportu wydarzenie, jakim będzie zakończenie po nich kariery przez Golloba, najwybitniejszego polskiego żużlowca w historii. 44-latek po raz ostatni będzie miał okazję ścigać się z Gregiem Hancockiem, Nickim Pedersenem, Taiem Woffindenem i resztą światowej czołówki.
- To był wielki zawodnik. Gdy jechał, to oglądało się to na stojąco. Był uniwersalny, umiał jeździć i po krótkiej, i po szerokiej przy bandzie. Będzie go brakowało, drugiego takiego trudno znaleźć - mówi już o Gollobie niemal w czasie przeszłym Szczakiel.
Pobiją rekord frekwencji
Drugim wyjątkowym czynnikiem będzie rekordowa frekwencja, którą za rok co najwyżej będzie można już tylko wyrównać. Dotychczas prym wiodło GP Wielkiej Brytanii 2010, gdy na Millenium Stadium w Cardiff pojawiło się 44 tysięcy osób. Oczywiście mówimy o czasach nowożytnych, w których ze względów bezpieczeństwa pojemność obiektów jest ograniczona, bo w 1973 roku IMŚ w Chorzowie oglądało co najmniej 100 tysięcy ludzi.
- Zapełniony stadion wywołuje większą chęć do walki i każdy wtedy jeszcze bardziej chce wygrywać, to jest normalne. Nie jeździłem na takim stadionie żeby było mało ludzi, za moich czasów trybuny pękały w szwach. To mobilizowało - opowiada Szczakiel, który właśnie wtedy zdobył swój tytuł mistrza świata. Dziś już tak nie jest, co wynika również z tego, że czarnego sportu brakuje w największych ośrodkach.
- By żużel był atrakcyjniejszy, powinien istnieć w wielkich miastach - uważa Szczakiel. Czy GP Polski przekona do niego mieszkańców stolicy, co w dalszej perspektywie musiałoby mieć przełożenie i na powstanie poważnego klubu? Trudno powiedzieć, poprzednie próby nie nastrajają optymizmem, ale też żadna z nich nie miała takiego rozmachu.
Bilety kupiła cała Polska
Mieszkańcy województwa mazowieckiego wykupili ponad 18 procent z wszystkich wejściówek i pod tym względem ustępują tylko kibicom z wielkopolskiego (ponad 21 procent). Z drugiej strony niewiele mniej, bo ponad 14 procent trafiło do ludzi z kujawsko-pomorskiego. Do tego pamiętać należy, iż w Warszawie mieszka wiele osób pochodzących z innych rejonów Polski, które niewątpliwie swój ulubiony klub już mają i które wpłynęły na wynik sprzedaży w województwie.
Czas pokaże, czy GP Polski przekona resztę mieszkańców Mazowsza i czy w ich pamięci najprzyjemniejszym wspomnieniem nie będzie tylko pokaz fajerwerków, które po zawodach wystrzelone zostaną ze specjalnej barki płynącej po Wiśle.
Marcin Iwankiewicz