Słyszeliście o rewolucji w Egipcie? Podobno wywołali ją twórcy Teatru Improwizowanego Klancyk, którzy akurat jedli obiad w restauracji Sphinx w Śródmieściu i zaczęli krzyczeć "Mubarak musi odejść".
Zdarzyło im się też udawać stado goryli w klubie Powiększenie, czy zorganizować urodzinowe przyjęcie w tramwaju.
Wszystko dlatego, że improwizacja rodzi się najpierw w ich głowach, a dopiero później na scenie.
Kapsuła kosmiczna i pluszaki w Smyku
- Jak załatwiam np. prostą rzecz na poczcie i mówię "Poproszę znaczek" to w mojej głowie rodzi się już milion scenariuszy. Przecież za ladą może być ukryta kapsuła kosmiczna - tłumaczy Maciek Buchwald, aktor Teatru Klancyk.
- Mnie ostatnio wyprosili ze Smyka, gdy kupowałem pluszaka. Muszę uważać, gdy coś głupiego rodzi się w mojej głowie – śmieje się Michał Sufin, jeden z twórców Klancyka. – W klubach działamy na styku kabaretu, performance'u i show. Próbujemy robić coś innego niż biesiadny humor.
Nie mają scenariusza, mają publiczność
W Warszawie występują już od 5 lat i choć trudno ich zaszufladkować, najtrafniejsza dla nich wydaje się nazwa "komedia improwizowana". Gdy pojawiają się na scenie, na bieżąco muszą wymyślać dialogi.
Improwizują, ponieważ nie mają scenariusza, a publiczność wymyśla im postaci i sytuacje, w których starają się odnaleźć.
- Klancyk trąci kabaretem ekspresjonistów z lat 20-tych z Wiednia, którzy rzucali mięsem ze sceny – wyjaśnia Bartek Młynarski, aktor Teatru Klancyk. - Wykuliśmy sobie swojego Światowida i on siedzi nam na ramieniu, szepcze do uszu, co mamy mówić - dodaje.
Klancyk był pierwszy w Polsce
- Jesteśmy jak Anglicy, którzy przywieźli piłkę nożną do Afryki. Przed nami impro w Polsce nie było. Wszystko zaczęło się na wydziale Wiedzy o Teatrze. Kupiliśmy podręczniki i spróbowaliśmy przełożyć ten rodzaj teatru na polskie warunki – tłumaczy Sufin.
Pierwszy spektakl wystawili dla znajomych z Akademii Teatralnej. Z czasem wychowali sobie publiczność, która do dziś regularnie dwa razy w miesiącu stawia się na ich przedstawieniach w warszawskich klubach.
Tego się nie kontroluje
- Nie jesteśmy komedią zbudowaną na puencie. Jesteśmy światem absurdalnym, skojarzeniowym. Nie jest to tani śmiech, raczej ironia i dystans jako postawa filozoficzna w stosunku do świata – mówią twórcy.
Taka rozrywka na zachodzie jest bardzo popularna. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych najlepsi twórcy impro mają swoje programy w telewizji. Ich pokazy przyjmują często formę improwizowanego teleturnieju, fabuły, czy nawet koncertu.
Choć impro kontrolować się nie da, ma ona też swoje reguły.
- To jest jak gra w tenisa. Trzeba bardzo szybko reagować na impulsy od kolegów na scenie. Jednocześnie trzeba dodawać jak najwięcej szczegółów do historii i zgadzać się na wszystko. Wtedy te improwizowane scenki mają sens – tłumaczy Bartek Młynarski.
Żyd, gej i ninja
W ten sposób jednak bardzo łatwo przekroczyć granicę dobrego smaku. Twórcy Klancyka w swoich scenkach grają gejów, Żydów, księży, ale i wojowników ninja, apodyktycznych rodziców czy kierowców autobusów. Odgrywają komunistyczny musical o Bogu albo cokolwiek im do głowy przyjdzie.
Nikt się nie obraził
- Kiedy robimy scenę o niewidomych, to później się okazuje, że ktoś niepełnosprawny jest na sali. Atmosfera sprawia jednak, że wszyscy biorą to w nawias. Naszą intencją nie jest obrażanie, a ludzie to czują – mówi Magda Staroszczyk, jedyna kobieta w Teatrze Klancyk.
Ten humor to misja
Improwizacja ma dla nich dużą wagę.
- Propagowanie naszego humoru jest dla mnie misją. Pokazujemy ludziom alternatywę. Żart nie musi być z Kaczora, bo ktoś się nazywa Kaczyński. Jednak raczej wyśmiewamy głupie rzeczy, niż mówimy mądre – mówi Maciej Buchwald.
Żydzi knują przeciw Polsce?
Aktorzy przedstawiali kiedyś scenę, w której Żydzi ukrywają przed policją plany zagłady Polski.
- Śmiejemy się z ludzi, którzy tak myślą - kończy Buchwald.
Ta specyficzna zabawa jednak nie spodoba się każdemu. Klancyk wymaga od publiczności abstrakcyjnego poczucia humoru.
Dowodem niech będą ich odpowiedzi na pytanie o najbardziej absurdalne marzenie związane z Warszawą.
Warszawa wg Klancyka
- Chciałbym, żeby wróciło Księstwo Warszawskie, a w rogatkach miasta, żeby były rakiety, które wyniosą historyczną część miasta w górę. Najlepiej, żeby na Wiśle była też totalna sieć transportu rzecznego - taksówki wodne, trampoliny po obu stronach rzeki. No i fajnie by było, żeby ludzie nie pracowali, tylko urządzali pikniki – wyliczają swoje pomysły.
Jednak w Teatrze Klancyk, absurdalne marzenia to też te najbardziej prawdziwe.
- Chciałbym kupić mieszkanie w Warszawie – śmieje się Maciek Buchwald.
Teatr Klancyk swoje urodziny będzie świętował w poniedziałek na zamkniętym spektaklu w klubie Chłodna25. Mamy dla was dwa bilety na to urodzinowe przedstawienie. Pierwsze osoby, które na b.andrejuk@tvn.pl przyślą mi maila z hasłem "Klancyk" w tytule, dostaną zaproszenia na ten spektakl.
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty w Południe TVN24