Zapadł wyrok w sprawie podwójnego zabójstwa na warszawskiej Białołęce. Jarosław K. za zabicie swojej 50-letniej siostry i jej 22-letniego syna usłyszał karę dożywocia. W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreślał, że w jego ponad 30-letniej karierze nie spotkał się jeszcze z tak brutalną zbrodnią. Nieuzasadnioną, niezawinioną. Wyrok jest nieprawomocny.
- Jarosław K. został skazany na dożywocie za podwójne zabójstwo. Zamordował siostrę i siostrzeńca. O przedterminowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się nie wcześniej niż za 45 lat.
- Do zbrodni doszło po koniec lutego 2023 roku w domu przy ulicy Nowodworskiej w warszawskiej dzielnicy Białołęka.
- - Przez ponad 30 lat sądzenia spraw karnych po raz pierwszy spotkałem się z aż taką brutalnością - mówił w trakcie uzasadniania wyroku Sławomir Bielecki, sędzia Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie.
Sąd wziął pod uwagę głównie wyjątkową brutalność zbrodni i nie miał wątpliwości co do wymierzonej kary. Po rozpoznaniu sprawy uznał Jarosława K. winnym zabójstwa: 50-letniej siostry Anny i jej 22-letniego syna Wiktora. Za obie zbrodnie wymierzono oskarżonemu łączną karę dożywocia. O przedterminowe warunkowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się dopiero po 45 latach. To oznacza, że jeśli wyrok się uprawomocni, 39-letni dziś K. opuści więzienie najwcześniej, gdy będzie już po osiemdziesiątce.
Najpierw zabił siostrzeńca, później siostrę
Do zabójstwa doszło 28 lutego 2023 roku na Białołęce, w domu rodzinnym państwa K. Anna i jej dwaj bracia (w tym Jarosław) odziedziczyli go po rodzicach.
Z akt sprawy wynika, że najpierw, koło południa zginął Wiktor. Jak określił sąd, wuj zadał mu tępym narzędziem liczne ciosy w głowę. 22-latek zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Tego samego dnia, w godzinach popołudniowych, Jarosław K. zaatakował również swoją siostrę. Uderzał ją siekierą w głowę. Ciężko ranna 50-latka zmarła. - W przypadku swojego siostrzeńca Wiktora oskarżony użył jeszcze noża, powodując dodatkowe obrażenia twarzy, powierzchni dłoni, ale też i krtani. Były to ciosy penetrujące w głąb tkanek miękkich - ujawnił sędzia Sławomir Bielecki.
Oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i nic nie wyjaśnił. Przed sądem za każdym razem mówił, że "odpowie, ale później". Do zakończenia procesu nic znaczącego jednak nie powiedział, poza wygłoszonym na sam koniec procesu zdanie, że "bardzo mu przykro, że musiał brata narazić na takie nieprzyjemności".
Zbrodnia nieuzasadniona, bez powodu
Wszyscy świadkowie przesłuchani w sprawie wyjaśniali, że K. był osobą wycofaną, cichą. Nie był karany, nie miał też konfliktów z prawem. - Ale też był osobą niejako dziwną. Właściwie unikał towarzystwa zarówno rodziny, jak i innych osób. Pracę też miał dorywczą, na umowę-zlecenie, później jako funkcjonariusz ochrony w jakimś sklepie - wskazał sędzia Bielecki.
Sąd podkreślił, że opinie w sprawie K. wydawały dwa zespoły biegłych, bo - jak stwierdził - chciał sprawdzić, czy oskarżony był poczytalny. - Rzadko zdarza się taka sytuacja, taka sprawa, w której osoba jest oskarżona o dwa zabójstwa, i to tak brutalne. Mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością: w tak ogromnym stopniu nieuzasadnioną i bez powodu - ocenił w uzasadnieniu wyrok sędzia Bielecki.
Ustalono, że powody zbrodni mogły być dwa. Pierwszy taki, że K. od dłuższego czasu nie dokładał się do utrzymywania wspólnego, dość dużego domu, w którym mieszkał razem z siostrą Anną i jej synem Wiktorem. - Tak naprawdę tylko pani Anna, mając na utrzymaniu jeszcze syna, jednocześnie siebie, starała się, żeby brat w utrzymaniu tego domu uczestniczył - mówił sędzia.
22-letni Wiktor skończył szkołę, pracował, zaczął też studia. W jego przypadku - jak ustalili biegli - mogło chodzić o zazdrość. Jarosławowi nie udało się osiągnąć tego, co siostrzeńcowi. Bo ten miał stałą pracę i normalnie funkcjonował w społeczeństwie. K. tego nie miał. Wśród jego cech biegli wymienili: deficyt emocjonalny czy brak empatii. Ale sąd podkreślił, że nie stwierdzono u niego żadnej choroby psychicznej czy uszkodzeń ośrodkowego układu nerwowego.
Sędzia: tak brutalnego zabójstwa jeszcze nie spotkałem
Sędzia przypomniał też, że po zabójstwach K. pojechał na zakupy, kupił alkohol, wrócił i pił.
- To świadczy o tym, że to było przez niego zaplanowane i konsekwentnie zrealizowane. Aczkolwiek brutalne w stopniu, w jakim rzadko się spotyka. Nawet ja przez ponad 30 lat sądzenia spraw karnych po raz pierwszy spotkałem się z aż taką brutalnością. Wydałem wyroki w kilkudziesięciu, jak nie więcej, zabójstwach. Ale tak brutalnego jeszcze nie spotkałem. Tym bardziej (...) w stosunku do osób najbliższych, z którymi tak naprawdę nie miał konfliktu - ocenił sędzia Bielecki.
Po dokonaniu zbrodni K. próbował popełnić samobójstwo. Na policyjnych zdjęciach, po zatrzymaniu, widać opatrunki na jego przedramionach. Biegli stwierdzili jednak, że to było bardziej działanie "na pokaz", niż faktyczna chęć pozbawienia się życia. Sędzia tłumaczył, że oceniono to jako linię obrony oskarżonego. Łącznie z niepamięcią, bo K. zasłaniał się, że nie pamięta tego, co się stało. - Oskarżony jest osobą inteligentną, z mankamentami, z nieprawidłową osobowością - wymienił sąd.
W toku sprawy wyszło też na jaw, że K. nadużywał alkoholu. Powodowało to, że zatracał się w różnych sytuacjach. Świadkowie zeznawali, że pewnego razu wynajął kobiety z agencji towarzyskiej i przebywał z nimi przez dłuższy czas w hotelu, gdzie na koniec zdemolował pokój.
Sąd znalazł tylko jedną okoliczność łagodzącą: dotychczasową niekaralność oskarżonego. - Ale ta okoliczność w zestawieniu z tymi zarzutami nie ma znaczenia marginalnie - wskazał sąd.
Bliscy ofiar: o taki wyrok walczyliśmy
Sąd orzekł również wobec oskarżonego środek karny w postaci pozbawienia go praw publicznych na okres 10 lat. Oprócz tego, będzie musiał wypłacić też łącznie 220 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla najbliższych ofiar. Poniesie też koszty procesowe.
Na odczytaniu wyroku był partner Anny oraz biologiczny ojciec Wiktora. Zapytaliśmy, czy w ich ocenie wyrok jest sprawiedliwy. - Tak, o to walczyliśmy. Jeżeli nie ma kary śmierci, to chcieliśmy, żeby dostał dożywocie. O to wnioskowaliśmy. Nam życia bliskich już nikt nie przywróci, ale jeśli już taki wyrok zapadł, to jesteśmy zadowoleni - odpowiedzieli.
***
Przypomnijmy: pod koniec lutego 2023 roku policyjny patrol na Białołęce otrzymał informację od zaniepokojonych mieszkańców ulicy Nowodworskiej brakiem kontaktu z mieszkającą w domu obok sąsiadką. Mundurowi postanowili skontrolować wskazany adres. Nikt nie otwierał drzwi. Z wewnątrz nie dobiegały też żadne odgłosy. Po kontakcie z dyżurnym komisariatu podjęto decyzję o siłowym wejściu do domu przy pomocy strażaków. W środku znaleziono ciała, w salonie zaś siedzącego na fotelu dającego oznaki życia rannego mężczyznę. Po udzieleniu pomocy, w eskorcie policjantów 37-latek został przewieziony do szpitala na badania.
Kilka dni późnej Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Północ postawiła Jarosławowi K. zarzut podwójnego zabójstwa, a mężczyzna trafił do aresztu.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl