W brazylijskim mieście Belem, położonym w Amazonii, trwa szczyt klimatyczny COP30. We wtorek 11 listopada dziesiątki protestujących przedstawicieli społeczności rdzennych wdarło się na teren budynku, gdzie odbywała się konferencja. Część osób miało ze sobą transparenty z hasłem: "Nasza ziemia nie jest na sprzedaż". Ochroniarze odepchnęli protestujących i zabarykadowali wejście stołami. Jak poinformował rzecznik ONZ, w starciach ucierpiało dwóch ochroniarzy.
- Ten protest to sposób na obronę naszej przestrzeni, ziemi, w której on się odbywa. Dla nas to moment buntu, oburzenia, to moment, w którym my, rdzenni mieszkańcy, czujemy na własnej skórze klęskę naszego terytorium - powiedział przywódca rdzennej społeczności Tupinambá.
Jak podała agencja Reutera, jeden z ochroniarzy został uderzony ciężką pałeczką do gry na bębnach. Delegaci opuścili konferencję dopiero wtedy, gdy protestujący się rozeszli.
Spokój powrócił na teren City Park w Belem
W środę 12 listopada przedstawiciele 194 państw powrócili na miejsce obrad szczytu COP30. Jak podała agencja Reutera, nie odnotowano już żadnych incydentów. Dyskusja podczas tego spotkania ma koncentrować się między innymi na zdrowiu, edukacji i sprawiedliwości.
Pod budynkiem pojawiła się też grupa aktywistów klimatycznych. - Jesteśmy tu, aby przypomnieć, że większość ludzi na całym świecie, nawet wszyscy, chce czystego powietrza, niedrogiej energii, bezpiecznego transportu. Ten COP to musi być COP działań, a nie rozmów - powiedziała Louise Hutchins, jeden z aktywistów.
"Nie możemy zjeść pieniędzy"
W konferencji COP30 uczestniczą tysiące delegatów ze 194 krajów. Wielkim nieobecnym są Stany Zjednoczone. Brazylijscy organizatorzy szczytu klimatycznego zapowiadali, że jednym z celów tegorocznej konferencji klimatycznej jest przyznanie głosu społecznościom rdzennym. Dziesiątki ich przywódców przybyły do Belem łodzią, by uczestniczyć w negocjacjach i zabiegać o większy udział w zarządzaniu lasami.
Przedstawiciel ludu Tupinamba, jednej z rdzennych społeczności zamieszkujących Brazylię, powiedział, że jego grupa jest niezadowolona z tego, jak zarządzane jest ich terytorium.
- Nie możemy zjeść pieniędzy. Chcemy, by nasze ziemie były wolne od biznesu rolniczego, wydobycia ropy, nielegalnego górnictwa i wyrębu lasu - mówił lider społeczności Tupinamba, posługujący się imieniem Gilmar.
Autorka/Autor: jzb
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/Andre Borges