Ulewne deszcze, a w konsekwencji powodzie, nawiedziły Nową Zelandię. W akcji ratowania kilkuset osób brał udział wojskowy śmigłowiec.
Setki osób zostało ewakuowanych w ciągu jednej nocy. Powodem była ogromna powódź – konsekwencja intensywnego deszczu, który od kilku dni nawiedza region Canterbury w Nowej Zelandii. W niektórych miejscach spadło nawet 400 litrów wody na metr kwadratowy.
- Poszedłem wczoraj spać około godziny dziesiątej i nie było ani śladu wody. Dziś wstałem o szóstej, a za oknem zobaczyłem rzekę. Połowa mojej farmy jest pod wodą – mówił jeden z mieszkańców regionu.
- To był po prostu chaos. Nie możemy nic zrobić, dopóki jest tak jak teraz. Dzięki Bogu przestało padać – dodał farmer Bryan Beeston.
"Raz na sto lat"
Przez noc w pośpiechu uciekli mieszkańcy co najmniej 300 domów w Canterbury. Jak mówili, taki "potop zdarza się raz na sto lat". Rzeki gwałtownie wezbrały, wylały się i zaczęły zalewać region. W ewakuacji mieszkańców pomagali żołnierze, kilka osób przetransportowano śmigłowcem.
Jak podało wojsko, w pobliżu miasta Darfield mężczyzna trzymał się drzewa, po czym wskoczył do wody powodziowej i próbował dopłynąć w bezpieczne miejsce, ale został porwany przez nurt. Załoga śmigłowca poszukiwała go przez 30 minut, zanim go odnalazła i uratowała. Wojskowy śmigłowiec przetransportował też starszą parę, która czekała na ratunek na dachu swojego samochodu.
Innego mężczyznę, którego woda porwała z farmy, gdy próbował przeprowadzić inwentarz w bezpieczne miejsce, w niedzielę uratował pilot cywilnego helikoptera. Farmer Paul Adams powiedział mediom, że zdołał złapać się ogrodzenia, a następnie drzewa. Inny rolnik zauważył światło z jego latarki i zorganizował misję ratunkową.
- Ratownicy są fantastyczni – stwierdził Adams, dodając, że jest z powrotem na swojej farmie. Powiedział, że do tej pory odnalazł tylko około 100 żywych zwierząt ze swojego stada liczącego przed powodzią 250 sztuk.
Od niedzieli w regionie Canterbury i jego sąsiedztwie obowiązują ostrzeżenia o ulewach.
Autor: kw,anw/map,dd / Źródło: Reuters, PAP, rnz.co.nz