Wstajesz, biegniesz, wspinasz się, tarzasz w błocie, wskakujesz do bagna, bawisz się, myjesz, padasz, by następnego dnia powstać, pobiec, wspiąć się, poturlać, powskakiwać w bagna, pobawić się, umyć i bardzo, bardzo żałować. Żałować, że ten weekend trwał tylko dwa dni.
TVN METEO ACTIVE TO NAJBARDZIEJ WIARYGODNE INFORMACJE O ZDROWYM STYLU ŻYCIA! JAK OGLĄDAĆ TVN METEO ACTIVE?
A może podejść do tego, jak do występu polskiej reprezentacji na Euro, cieszyć się, że się udało tam być i przebiec dwa dystanse.
Nie żałować, tylko tęsknić i czekać na kolejną taka imprezę, jaką był Hunt Run, który odbył się w pierwszych dniach lipca na terenie JuraParku w Bałtowie. Kilkanaście lat temu odkryto tam ślady dinozaurów, a w sobotę i niedzielę prawie 1500 dzikusów postanowiło po tych śladach się przebiec.
W sobotę wraz z ekipą Bravehearts Legionowo, w upale łyknęliśmy dystans prawie 12 km, by w niedzielę w deszczu i prawie o połowę niższej temperaturze zmierzyć się zaledwie z 6 kilometrami. Jedną i drugą trasę okraszono rzekami, bagnami, błotem, ściankami, podbiegami, zjazdami ze zjeżdżalni, czy też górek w lesie. Niedziela też była dla nas wybiegana, z tym, że dodatkową przeszkodą stał się ból głowy dnia poprzedniego. I tu nauczka na przyszłość - jak właściciel agroturystyki chce was poczęstować własnym wyrobem, to trzeba wylać za kołnierz, tak żeby nie zauważył i się nie obraził. Nad tą przeszkodą trzeba jeszcze potrenować.
Polowanie na biegaczy
Nieważne, że 30 stopni, nieważne, że słońce pali niemiłosiernie, że trzeba podbiec pod stok narciarski, wejść do cuchnącego bagna, czy też zjechać na pół pośladku z górki. Przedzieranie się wąwozami i jarami w górę i w dół wśród krzaków rekompensują wspaniałe okoliczności przyrody, woda, w której można się zanurzyć, medale w postaci otwieracza do piwa, strefa relaksu z dmuchanymi basenami, piłkami, a do tego hot-dogi, czereśnie i koktajle mocy. Tej mocy było by o wiele mniej, gdyby nie ludzie, których poznaje się na trasie. I nieważne czy biegniesz solo czy w grupie. Polowanie na biegaczy stało się polowaniem na nowe znajomości, przyjaźnie, które pojawiają się znienacka na trasie niczym ślady dinozaurów w parku.
Biegi ekstremalne mają to do siebie, że jak kibic Legii spotka kibica Polonii, to w chwili zwątpienia nie skopie mu tyłka, tylko ten tyłek popchnie do przodu. Pomaganie i poznawanie na Hunt Runie objawiło się ze zdwojoną siłą, czego wraz z ekipą Bravehearts Legionowo doświadczyłam na własnej skórze. Wspólne przyśpiewki, cudne opowieści, sprośne dowcipy, podrywanie na trasie, deklaracje matrymonialne - to tylko wycinek z trasy nowych znajomości.
Czy słońce, czy deszcz, wszyscy stają się jedna wielką rodziną, z która wychodzi się dobrze nie tylko na zdjęciach. Z nią się dobiega w rewelacyjnym nastroju do mety, z duża ilością siniaków, zadrapań.
Integracja
A meta to dopiero początek zabawy, bo za nią integracji ciąg dalszy - rzucanie się na szyje, wspólne zdjęcia, regeneracja w strefie relaksu. Wskoki do basenów, wymienianie się profilami fejsbukowymi, a potem powrót na ostatnie przeszkody i mieszanie z błotem innych uczestników, dobiegających na finisz. Stoisz tam mokra, brudna ale masz to głęboko schowane, jak brud pod paznokciami. Cieszysz się jak dziecko z niesamowitej atmosfery panującej dokoła, starasz się nie myśleć o tym, że weekend za chwile się skończy. Wciskasz komuś błoto za koszulkę, a potem bez butów jesz hot doga sojowego, bo polowanie na biegaczy jest humanitarne i nikt tu nie ucierpiał. No chyba, że z powodu końca imprezy. Kurz opadł, błoto się zmyło, buty wyschły, tęsknota, siniaki i znajomości zostały.
Za rok zapolujemy znowu.
Autor: Anna Szlendak
Źródło zdjęcia głównego: BR Photography