Zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym usłyszał 27-latek podejrzany o atak na kierowcę szczecińskiego autobusu. Mężczyzna, który podczas jazdy miał szarpać kierownicę pojazdu, ma spędzić w areszcie najbliższy miesiąc. Grozi mu nawet osiem lat więzienia.
- Prokurator postawił mężczyźnie zarzut dotyczący tego, że 8 marca na ul. Gdańskiej w Szczecinie sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym poprzez próbę przejęcia prowadzenia autobusu komunikacji miejskiej - powiedziała w poniedziałek Joanna Biranowska-Sochalska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Miesiąc zamiast trzech
Mężczyzna spędzi najbliższy miesiąc w areszcie - tak zdecydował sąd. Prokurator wnioskował o trzymiesięczny areszt, ale, jak poinformowała we wtorek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Joanna Biranowska-Sochalska, sąd uznał, że "materiał dowodowy jest w znacznym stopniu zgromadzony", stąd decyzja o zastosowaniu krótszego czasu aresztowania. Zaznaczyła, że materiał dowodowy w tej sprawie nadal jest kompletowany.
Incydent zarejestrowała kamera monitoringu Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego. Mężczyzna wtargnął do kabiny kierowcy linii pospiesznej "A" i zaczął szarpać kierownicą. Jak pokazuje zapis z kamery, kierowca zatrzymał pojazd i powstrzymał mężczyznę. Tożsamość atakującego, który wysiadł z autobusu, ustalili policjanci i zatrzymali go.
Jak poinformowała st. sierż. Ewelina Sierzchuła z Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie, zatrzymany to 27-letni mieszkaniec Bydgoszczy.
Według nieoficjalnych informacji, które podają lokalne media, mężczyzna pomylił autobus.
Otworzył drzwi do kabiny i chwycił za kierownicę
W piątek przed godziną 7 rano do Józefa Nakonecznego, kierowcy miejskiej komunikacji w Szczecinie, podszedł zdenerwowany pasażer. Autobus, którym kierował Nakoneczny, przejeżdżał akurat ruchliwą trasą w kierunku Szczecina Zdroje i osiedla Słonecznego.
Młody mężczyzna zbulwersował się tym, że kierowca nie zatrzymał się na przystanku na żądanie. Problem w tym, że linia, którą jechał, jest pospieszna i nie obsługuje tego przystanku.
Agresor nie dał sobie tego wytłumaczyć, otworzył drzwi do kabiny i chwycił kierownicę. Tylko błyskawiczna reakcja Nakonecznego zapobiegła zderzeniu lub spadnięciu autobusu z wiaduktu.
- Zaskoczony byłem maksymalnie. Zupełnie nie spodziewałem się takiej agresji – wspomina pan Józef, który od ponad 20 lat pracuje jako kierowca autobusu. Taka sytuacja zdarzyła mu się po raz pierwszy. – Chwyciłem go i wypchnąłem z kabiny – opowiada Nakoneczny.
Mężczyźni szarpali się chwilę przy drzwiach, po czym kierowcy udało się sięgnąć do przycisku otwierania drzwi i wypchnąć agresora na zewnątrz.
Niestety, na tym się nie skończyło – napastnik zaczął atakować autobus. Boksował go z całej siły i uderzał głową. Prawdopodobnie próbował się dostać do bagaży, które pozostawił w środku. W tym momencie po raz kolejny stworzył zagrożenie na drodze, bo auta osobowe go omijały. Po chwili napastnik zrezygnował z uderzania w pojazd i uciekł.
Przedsiębiorstwo Autobusowe "Dąbie" zawiadomiło o sprawie policję. W torbach pozostawionych przez agresora w autobusie znaleziono m.in. dokumenty oraz rękawice bokserskie.
W sobotę policjanci zatrzymali 27-latka podejrzewanego o atak.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mak/eŁKa/gp / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: SPA Dąbie