Sobota, 5 września Konieczna jest zmiana strategii w Afganistanie. W przeciwnym wypadku skończymy jak Amerykanie w Wietnamie - mówi ostro w programie "24 godziny" Roman Kuźniar, doradca ministra obrony. Według niego, nowe podejście do wojny powinno uwzględniać polepszenie stosunków z lokalną ludnością. - Talibowie to chłopi afgańscy - nie kosmici - ocenia.
W piątek w Afganistanie, w wyniku wybuchu ładunku pod Rosomakiem, zginął polski żołnierz, kolejnych pięciu zostało rannych.
Kuźniar nie uważa jednak, by tragedia ta była dowodem na znalezienie przez talibów sposobu na pokonanie Rosomaków. - Trafili tym razem. Ładunek był duży. Trafili w część podwozia, która jest wrażliwa. Nie ma sprzętu, którego nie dałoby się przełamać. (...) Zawiódł wysokiej klasy sprzęt – na wojnie nie da się uniknąć tego rodzaju dramat sytuacji. - tłumaczył.
Według niego, by w Afganistanie nie dać się pokonać, musimy być "krok przed rebeliantami". To ciągły wyścig tarczy i miecza (...). Ale nikt tak daleko nie uciekł: ani Francuzi ani Amerykanie - powiedział. Doradca szefa MON zastrzega też, że choć Amerykanie mają od nas lepszy sprzęt, "też wylatują w powietrze". - Nie wiadomo ile sprzętu byśmy tam włożyli, nie ustrzeżemy się tych tragicznych wypadków.
Talibowie to nie kosmici
Jak mówi Kuźniar, za ostatnie wydarzenia w Afganistanie odpowiedzialna jest w dużej mierze błędna strategia USA wobec wojny, które starają się rozwiązać ją przede wszystkim za pomocą środków militarnych, co może prowadzić do pogarszania się nastrojów społecznych.
- Wypadek z cysterną (w piątek w Afganistanie talibowie porwali cysterny, siły NATO ich ostrzelały; zginęło ok. 90 osób - red.) to jest przykład wzrostu nienawiści wśród ludności afgańskiej. Do wszystkich - niezależnie od koloru skóry i narodowości. Talibowie to chłopi afgańscy - nie kosmici - ocenia doradca szefa MON.
Według niego, nowe podejście do rozwiązania wojny w Afganistanie powinno uwzględniać próby polepszania stosunków z ludnością. - Unikanie strat cywilnych i atakowanie talibów, gdy nas otaczają to jest krok we właściwym kierunku. Jeśli będziemy dalej prowadzić tę strategię, to skończy się to dla nas tym, czym Wietnam dla Amerykanów - ocenia ostro.
"Za mało sprzętu"
Ludwik Dorn, rozpatrując przyczyny ostatnich wydarzeń w Afganistanie, kładzie nacisk na braki w sprzęcie. - Bierzemy pewne zadania, ale nie bierzemy pod uwagę ile sprzętu mamy. Na wojnie zawsze zginą żołnierzem, ale to ryzyko trzeba zminimalizować.
- Problem polega na tym, ze nasz kontyngent w Afganistanie nie dysponuje – choć od dawna powinien – pojazdami do rozpoznawania min - twierdzi.
Poseł zarzucił m.in., że na Rosomakach nie są montowane zagłuszarki, które uniemożliwiają przeciwnikom odpalanie ładunków wybuchowych. - A do dlatego, że Rosomaki nie przeszły testów, czy zagłuszarki nie zakłócają własnej elektroniki - wyjaśnił.
Dorn skrytykował także działanie ministerstwa obrony. - Jeśli przeanalizuje się działania MON, widać w nich chaos. To tyczy w szczególności Klicha, ale ten zarzut stawiam też przeciwko jego poprzednikom - powiedział.