26 września na lotnisku w Zurychu nie czekały na niego tłumy fanów. Czekała szwajcarska policja. Romana Polańskiego po ponad 30 latach dosięgło ramię amerykańskiej sprawiedliwości.
Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zarzuca reżyserowi, że w 1977 roku w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt.
Na wyrok Polański jednak nie zaczekał. Przed zakończeniem postępowania karnego uciekł do Francji. Wiedział, że w USA najprawdopodobniej zostanie skazany na karę długoletniego więzienia.
Było to tym bardziej prawdopodobne, że ugoda sądowa, którą z prokuraturą zawarł Polański, rozsierdziła część opinii publicznej. Uzgodnione kilkadziesiąt dni dozoru wydawały się wyjątkiem tylko dlatego, że Polański jest znanym artystą.
Jako formalny uciekinier Polański żył do 2009 r. Wtedy Szwajcarzy, do których reżyser wielokrotnie zaglądał wcześniej – wybudował nawet dom w Gstaad – postanowili zakończyć ucieczkę Polańskiego. Aresztem.
Zamknięty w domu
Za kratami Polański spędził dwa miesiące. Ponoć zmarniał, ale jednocześnie kończył pracę nad swoim najnowszym filmem. W końcu sąd zgodził się na zwolnienie go za 3,5 mln euro kaucji. Wyszedł 4 grudnia. Dostał specjalną elektroniczną obrożę i trafił do aresztu domowego. Nie może go opuszczać. Władze Szwajcarii nie protestowały. Ucichło też środowisko artystów – po pierwszych gorących słowach w obronie reżysera przyszła refleksja. Coraz więcej osób zaczęło przypominać, że Polański niewątpliwie wielkim artystą jest, ale za gwałt powinien odpowiedzieć jak każdy inny.
Z obrony Polańskiego zaczęli się też wycofywać politycy, którzy kilka godzin po zatrzymaniu reżysera wystąpili w jego obronie. Zamilkli francuscy ministrowie kultury i spraw zagranicznych. Także szef polskiej dyplomacji, Radosław Sikorski, po pierwszych komentarzach w obronie Polańskiego, wstrzymał się od głosu.
Teraz, aż do zakończenia procedury ekstradycyjnej do USA, Polański będzie musiał siedzieć w swojej willi w Gstaad.
Tekst: Maciej Tomaszewski Wideo: Tomasz Kaliszewicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Kaliszewicz; źródła: TVN, TVN24, Reuters