Ratownik medyczny przez telefon instruował ojca 2-latka, który przestał oddychać, jak przeprowadzić resuscytację, zanim przyjedzie karetka. Chłopiec spod Gostynia (woj. wielkopolskie) jeszcze dziś opuści szpital.
Ojciec przerażony, że jego syn przestał oddychać, zadzwonił na numer alarmowy 112. Dyspozytorka odebrała zawiadomienie i naprowadzała karetkę, by jak najszybciej dotarła do 2-latka. W tym czasie słuchawkę przejął pan Włodzimierz Ryglowski i instruował ojca, jak resuscytować chłopca.
- Zobaczyłem jednym okiem, że karetka ma około 8 km do dziecka - mówi.
Uspokajał i instruował ojca
Jak przyznaje ratownik, ojciec początkowo był spanikowany i przerażony.
- Pierwszym zadaniem było uspokoić rodzica. Stres robi swoje, człowiek nie kieruje się rozsądkiem i opanowaniem - ocenia Ryglowski.
Opowiada, że krok po kroku mówił ojcu dziecka, jak ma postępować, opanować własny stres i emocje.
- Telefon był na trybie głośnomówiącym, więc usłyszałem, kiedy dziecko zaczęło stękać i odzyskało oddech. Po chwili przyjechała karetka . Można było później dalej zebrać wywiad o tym, co się stało i jak do tego doszło - mówi ratownik.
"Bez tej współpracy, dziecko by nie przeżyło"
Karetka dojechała do chłopca niewiele ponad 6 minut po zgłoszeniu.
- Nawet 6 minut to jest dla mózgu za dużo, po 4 minutach zaczynają się nieodwracalne zmiany. Dlatego tak ważna jest współpraca dyspozytora ze zgłaszającym. Większość podaje adres i rzuca słuchawkę. Jakby ojciec tego dziecka tak zrobił, to dziecko by nie żyło - przewiduje Aleksander Hepner z Falck Medycyna, która to firma świadczy usługi pogotowiu. I podkreśla: Gdyby wszyscy tak słuchali, to byłoby wspaniale i uniknęlibyśmy wielu zgonów.
Dziecko trafiło do szpitala w środę. Po dwóch dniach wróci do domu. - Chłopiec miał silny atak padaczkowy. Dostał antybiotyk i jeszcze dziś będzie mógł opuścić szpital - wyjaśnia dr Majid Al-Sleti, zastępca dyrektora szpitala w Gostyniu.
Gostyń:
Autor: fc, kk/i/kwoj / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24