Miesiąc więzienia i 100 złotych grzywny - to kara dla Bartosza B., który w maju zeszłego roku dźgał kijem tygrysa w poznańskim Nowym Zoo. Mężczyzna odpowiadał za dręczenie zwierząt i naruszenie miru domowego.
Chodzi o sytuację z mają ubiegłego roku. Wówczas w Nowym Zoo młody mężczyzna wszedł na teren przeznaczony tylko dla personelu. Stamtąd miał dźgać kijem, odpoczywającego tygrysa.
"Tygrys specjalnie się tym nie przejmował"
W czwartek sąd zdecydował o skazaniu go na miesiąc pozbawienia wolności, nawiązkę w wysokości 1000 złotych na rzecz towarzystwa opieki nad zwierzętami, musi też opłacić koszty sądowe.
- Za pomocą kija o długości około 2,5 metra kłuł tygrysa syberyjskiego, który odpoczywał przy ogrodzeniu. W ten sposób znęcał się nad tymże tygrysem - uzasadniał wyrok Przemysław Wita. Jak dodał, kłucie nie było mocne, bo tygrys w zasadzie nie zareagował na to zachowanie. - Tygrys specjalnie się tym nie przejmował - przyznał.
Bartoszowi B. za dźganie tygrysa groziły dwa lata więzienia. Sad przy orzekaniu kary, wziął pod uwagę fakt, że mężczyzna był wcześniej już czterokrotnie skazywany. Obecnie przebywa w więzieniu, skazany za inny czyn.
Z wyroku zadowolona jest Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka poznańskiego zoo. Cieszy się, że wobec mężczyzny orzeczono karę bezwzględnego więzienia. - Jeden miesiąc to z jednej strony krótki czas, ale z drugiej strony jest to wskazanie - takich rzeczy robić nie wolno - komentuje.
Bartosz B. po uzyskaniu uzasadnienia wyroku podejmie decyzję, czy będzie się od niego odwoływał. - Jestem przekonany, ze mój klient nie popełnił przestępstwa. Każdy wyrok skazujący uznajemy za niekorzystny - mówił jego obrońca Bartosz Torz.
Tygrys go zignorował
Do zdarzenia doszło 1 maja 2016 r. w poznańskim Nowym Zoo. Grupa zwiedzających miała przez dziurę w ogrodzeniu wtargnąć w miejscu, gdzie przebywać może wyłącznie personel ogrodu. Główny winowajca miał dźgać kijem odpoczywającego tygrysa. Widzieli to świadkowie, którzy powiadomili pracowników zoo. Tygrys zachowywał spokój, w pewnym momencie wstał i odszedł od ogrodzenia.
Mężczyzna został ujęty przez personel zoo, ale uciekł zanim przyjechała policja. Wcześniej ktoś zdołał go sfotografować. Zdjęcie trafiło do mediów, a poszukiwany sam zgłosił się na policję. Usłyszał zarzuty naruszenia miru domowego (fachowe określenie wdarcia się) oraz znęcania nad zwierzęciem.
"Tylko dla zdjęcia"
Mężczyzna przez cały czas utrzymywał, że nie dźgał tygrysa kijem. Jak tłumaczył TVN24 w maju 2016 r., po przesłuchaniu przez policję, do zoo wszedł z przypadkowo napotkaną rodziną.
- Była straszna kolejka, wszedłem z nimi na bilet rodzinny. Poszliśmy razem do tygrysów. Był z nimi mały chłopak. Chciałem, żeby sobie zrobił sobie zdjęcia z lepszego ujęcia - tłumaczył.
Wtedy miał wejść z chłopcem za ogrodzenie. Za nimi miała pójść cała grupa innych osób. - Nagrywali sobie tego tygrysa. Ktoś tam urwał sobie kij. Nikt tego tygrysa nie dźgał, nikt mu nic nie zrobił. Jeden chłopak wkładał kij, a tygrys sobie go gryzł - wyjaśniał.
Jak podkreśla, on jedynie popełnił wykroczenie i wszedł w miejsce niedozwolone. Dodaje też, że nie zrobił dziury w ogrodzeniu. - Wielokrotnie wchodziłem od tamtej strony. Ta dziura od dawna tam była - przekonywał.
Twierdził też, że gdy wyprowadzono go z zoo, wcale nie uciekał z miejsca zdarzenia. - Pozostawili mnie bez opieki i kazali czekać na policję. Czekałem chwilę, po czym stwierdziłem że nikogo nie ma, nikt mnie nie pilnował, więc poszedłem do domu. Nie byłem też pod wpływem alkoholu - zarzekał się mężczyzna.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań