Atakujący ochroniarze, gaz łzawiący, protestujący tłum - tak od rana jest w hali KDT. - Jak ma się zachować człowiek atakowany przez osiłka, któremu rzuca się gaz w twarz? - pytał jeden z kupców Dariusz Polec, który dla TVN24 ze środka hali relacjonował sytuację.
- Brutalność firmy Zubrzycki była tak duża, że trzeba to traktować jako gest rozpaczy - mówił Polec o zachowaniu kupców, którzy zabarykadowali się w hali i odpierali ataki ochroniarzy. Udało im się jednak wejść do środka, weszli tak również policjanci. Część z kupców zamknęła się w pomieszczeniach biurowych. Wśród nich właśnie Dariusz Polec.
Pogotowie nie chciało wejść
- Zrobiono nam komorę gazową. Były tam kobiety, dzieci, nikt nie spodziewał się takiej reakcji - o szturmie ochroniarzy mówił Polec. Według niego, sytuacja była tak trudna, że kiedy jedna z kobiet straciła przytomność, to inni nie mieli sił, by ją odciągnąć na bok od gazu. - Doszło nawet do tego, że - jak powiedział mi kolega, z którym rozmawiałem przez telefon - pogotowie ratunkowe, które było przed halą powiedziało, że nie może wejść do tej pani. Mogliśmy ewentualnie my ją wynieść, ale to nie było wtedy możliwe - opowiadał Polec.
"Nie mieliśmy gazu"
- Jak ma się zachować człowiek atakowany przez osiłka, któremu rzuca się gaz w twarz? - pytał Polec. Twierdzi, że ochroniarzy broniła policja. Zaznaczył, że oni sami starcia z policją nie mieli. Dodał również, że sami kupcy nie byli wyposażeni w żadną broń. - Nieprawdą jest, że mieliśmy jakiś gaz! To jest granda. Nie wiem jak to się skończy - komentował Dariusz Polec.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP/Paweł Kula