- Skonstruowanie ładunku wybuchowego z dostępnych powszechnie materiałów nie jest trudne. Najważniejsza jest determinacja - mówią eksperci, komentując informację o zatrzymaniu Brunona K. Specjaliści zgodnie przyznają, że ilość materiałów, jakich miał zamiar użyć niedoszły zamachowiec jest gigantyczna i mogłaby poczynić ogromne szkody, a także zabić wiele osób.
Prokuratura i ABW poinformowały we wtorek, 9 listopada zatrzymano Brunona K. - pracownika naukowego krakowskiego Uniwersytetu Rolniczego, który przygotowywał zamach terrorystyczny z użyciem materiałów wybuchowych na konstytucyjne organy Rzeczypospolitej Polskiej: prezydent, Sejm i rząd. Według prokuratury podejrzany działał z pobudek nacjonalistycznych, ksenofobicznych i antysemickich. Zamachu miał dokonać detonując ładunki przed budynkiem Sejmu podczas posiedzenia dotyczącego budżetu.
Oprócz K. zatrzymano jeszcze dwie osoby, które usłyszały zarzut nielegalnego posiadania broni i materiałów wybuchowych.
"Skonstruowanie ładunku nie jest trudne"
Jerzy Ejsmond, ekspert ds. bezpieczeństwa wewnętrznego i broni z Politechniki Gdańskiej ocenił w rozmowie z TVN24, że skonstruowanie ładunku wybuchowego nie jest trudne. - Najtrudniejsze to być zdeterminowanym - powiedział. Jak dodał Ejsmond, tak duża ilość materiałów wybuchowych (cztery tony - red.), jakie zamierzał wykorzystać Brunon K., może świadczyć, że zapewne były to nisko wydajne materiały. - Prawdopodobnie był to azotan amonu, który każdy rolnik ma w swoim obejściu - dodał ekspert.
Zwrócił uwagę, że w 1947 w USA "całe miasto zniknęło z powierzchni ziemi, bo eksplodował statek z nawozem sztucznym". - Podobnie było w Oklahomie, gdzie wykorzystano nawozy. Problemem jest detonacja takiego ładunku, ale jeśli ktoś zajmuje się materiałami wybuchowymi, może tego dokonać - powiedział. Według Ejsmonda, potencjalny zamachowiec nie miałby też trudności, by przetransportować ładunek do Sejmu, zwłaszcza, gdyby pomógł mu ktoś z pracowników. - Przetransportować można wszystko. Im bardziej bezczelny pomysł, tym skuteczniejszy - dodał.
"Skąd miał wojskowe materiały?"
W ocenie Grzegorza Cieślaka z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, przy czterech tonach materiałów zamachowiec nie musiałby podchodzić szczególnie blisko Sejmu, bo eksplozja byłaby tak silna, że uszkodziłaby wiele innych budynków w pobliżu. Niepokoi go jednak, że Brunon K. miał w posiadaniu takie substancje jak heksogen, pentryt czy trotyl. - To materiały wojskowe, silnie reglamentowane. Zaskakujące, że wszedł w ich posiadanie. ABW musi to sprawdzić - uważa Cieślak. Jest on także zdania, że Agencja zatrzymała mężczyznę w odpowiednim momencie - gdy można było mu już postawić zarzuty, ale zanim zdołał przetransportować materiały w pobliże Sejmu. Andrzej Mroczek z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas oceniał z kolei sposób działania ABW, która według nieoficjalnych informacji tvn24.pl prowadziła operację specjalną z wykorzystaniem agentów działających "pod przykryciem". - To naturalny sposób działania, tak samo postępuje FBI - powiedział Mroczek. Jak dodał, w takiej operacji chodzi o zebranie rzetelnego materiału dowodowego, bo świadkowie to podstawa w tego rodzaju postępowaniach.
Mroczek dobrze ocenił wtorkową konferencję ABW. - To może być gra, która pobudzi inne osoby zamieszane w planowanie tego zamachu. Być może wykonają one niekontrolowane ruchy, co pozwoli na zebranie materiału dowodowego - dodał.
ABW się pospieszyła?
Krytycznie o działaniach ABW wypowiada się z kolei gen. Roman Polko. Według niego, agencja niepotrzebnie podgrzewa atmosferę wokół sprawy, nie wyjawiając jednocześnie wielu szczegółów. - Dzisiaj na konferencji, zamiast rzetelnej informacji, spotkali się ludzie czekający na pochwałę - powiedział.
Polko jest także zdania, że mężczyźnie trudno byłoby podłożyć materiały w zaplanowanym miejscu, bo Sejm jest profesjonalnie chroniony. - Tak potężny materiał wybuchowy powoduje ogromne zniszczenia, wysadza mosty i budynki, wciąż zachodzę w głowę, gdzie on to gromadził - mówił Polko.
Łukasz Chojniak, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego, również przyznaje, że dziwi go dzisiejsza konferencja ABW. - Nic by się nie stało, gdybyśmy poczekali 2-3 miesiące. Na miejscu ABW wstrzymałbym się z informowaniem opinii publicznej do momentu skierowania aktu oskarżenia do sądu - powiedział. Według niego, zamieszanie wokół sprawy może utrudnić dotarcie do osób, które mogły inspirować Brunona K.
Autor: jk//gak / Źródło: tvn24