Omal nie doszło do katastrofy. Przed dwoma tygodniami piloci lecący wojskowym Herkulesem niemal się nie rozbili. Musieli awaryjnie lądować, ponieważ przyrządy nawigacyjne pokazywały sprzeczne dane. Załoga odpowiedzialna za lot została więc na innym kontynencie i teraz czeka, aż samolot będzie gotowy do startu. W czwartek opublikowano zdjęcia feralnego samolotu. Do podróży zdecydowanie się on nie nadaje.
Wojskowi odbywali dwa tygodnie temu lot do Polski, ale samolot musiał awaryjnie wylądować na północy Afganistanu. Taka wiadomość dotarła do mediów. Zdjęcia, które przedstawiają samolot, wskazują jednak, że stało się coś więcej. Na podstawie kilku ujęć można stwierdzić, że było o krok od katastrofy.
Wypadek, czy lądowanie?
Zdjęcia ukazały się na amerykańskim portalu pilotów. Dopiero po tym ministerstwo obrony zdecydowało się na szerszy komentarz. - Wygląda, jakby ten samolot o coś zawadził? - pytał wojskowych dziennikarz programu "Polska i Świat". - To są spekulacje. Nie wiemy na pewno czy to, co oglądamy na zdjęciach wyniknęło podczas lotu czy lądowania - podkreśla płk Wiesław Grzegorzewski z MON-u.
Wiadomo jedynie, że jeszcze trzy miesiące temu Herkules był całkowicie sprawny i lądował na lotnisku w Warszawie. Teraz - nie nadaje się do lotu. W Afganistanie zajmuje się nim komisja badania wypadków lotniczych. Zdaniem majora Michała Fiszera to nie było dobre lądowanie. - Nastąpiło gwałtowne zderzenie z ziemią samolotu z nadmierną prędkością - twierdzi Fiszer. A przyczyny wypadku? - Wysoko położone lotnisko, niskie ciśnienie, turbulencje spowodowane przez góry, brak wskazań, no i słabe doświadczenie załogi, bo przecież nasze załogi mało latają - wymienia major.
Za straty trzeba będzie dużo zapłacić. Tym bardziej, że samolot jest zaledwie wypożyczony od Amerykanów. Jeśli naprawa będzie niemożliwa, polska armia będzie musiała zapłacić odszkodowanie Amerykanom. A to może być spora kwota.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/"Polska i świat"