Mieszkanie na Stogach było małe, ale Danuta Wałęsowa cieszyła się że jest samodzielne. Tu mieszkali całe lata siedemdziesiąte, dobre lata, wtedy miała męża chyba najwięcej. Tych, co pamiętają Wałęsów - sąsiadów zostało niewielu.
- O tyle lat, to już się zapomniało, ale tu mieszkał, pod piątką - mówi jedna z mieszkanek bloku na Stogach.
Tu zastał Wałęsów sierpień 1980 roku. Wtedy usłyszeli o nim w Polsce i za granicą. Wtedy tak naprawdę przestał być jej, a stał się wspólny. Ona do stoczni przynosiła mu koszule, on odprowadzał ją do bramy, ale żegnał tłumy. Do mieszkania na Zaspie nie mogła się przyzwyczaić, było większe, ale w środku ciągle ciasne od ludzi.
- Jedni wyszli, drudzy przyszli i tak cały czas, Mietek Wachowski, pamiętam jeszcze tylko otwierał drzwi i robił selekcję: ty możesz wejść, ty musisz jeszcze poczekać, no to ile to można wytrzymać - mówi Andrzej "Złotówa" Rzeczycki, przyjaciel rodziny Wałęsów.
Po okiem esbeków
W autobiografii, która właśnie się ukazała, Danuta Wałęsowa pisze, że wytrzymała tylko trzy miesiące, że potem zrobiła mężowi przy wszystkich awanturę i że coś się zmieniło. Znajomi potwierdzają, zmieniło się o tyle, że na biuro wydzielono jedno pomieszczenie, tzw. kawalerkę, ale gospodyni dalej była ta sama.
- Mając ósemkę dzieci miała czas, żeby zrobić herbatę i jajecznicę, wyrzucić niedopałki papierosów, przecież to był czas, kiedy wszyscy namiętnie palili - mówi Sławomir Rybicki, sekretarz przewodniczącego "Solidarności" Lecha Wałęsy.
To nie tak, że nie miała wsparcia, pomagali ludzie, sąsiedzi, z opozycji, znajomi. Ludzie byli inni - pisze Danuta Wałęsowa, a powtarza jej fryzjerka, znajoma od trzydziestu lat, wspominając jak Wałęsowa do strzyżenia przychodziła z dzieckiem przy piersi.
- Podziwiałam ją, że wiedziała, co komu odpowiedzieć i jak z nimi porozmawiać i kogo przegonić, kogo wpuścić do domu, no bo to nie wiadomo było, kto przyszedł, co wie i w jakim celu - mówi Irena Zawadzka, fryzjerka Danuty Wałęsy.
Ona w tym życiu publicznym prowadziła prywatny dom, choć cały czas na widoku i na celowniku. Do Wałęsów można było swobodnie wejść, ale po wyjściu czekała kontrola esbecji. Mieli na Zaspie stałe dyżury.
- Oni tutaj cały czas urzędowali, jak państwo byście weszli, to w porządku, ładnie wpuścili, ale jak już żeście wychodzili, stop przepraszam, proszę dowody osobiste, no a jak coś w torbie ciekawego, to proszę rewizja i takie rzeczy były - wspomina Andrzej "Złotówa" Rzeczycki.
"Każdy czuł się noblistą"
Sławomira Rybickiego, wówczas dwudziestoletniego sekretarza Lecha Wałęsy zgarnęli z klatki schodowej kilka razy. - Do klasyki przejdzie rozmowa dwóch obstawiających to mieszkanie esbeków. W momencie, gdy Danuta Wałęsowa pojawiała sie w oknie to dialog wyglądał mniej więcej tak: uwaga, połówka pierwszego na boleju - wspomina Rybicki.
Były też święta, takie jak to gdy Wałęsa wrócił z internowania, czy dowiedział się że dostał Nobla, wtedy na placu przed blokiem gromadziły się tłumy. Wałęsa uciekł wówczas z Gdańska, wrócił wieczorem, poczekali.
- Wałęsa wyjęty z samochodu i wniesiony na rękach do własnego mieszkania przez tłum. Nikt nie pytał, czy tam można wejść czy nie, setki osób wchodziły wtedy do mieszkania Wałęsy, no każdy wtedy czuł się noblistą - mówi Rybicki.
Do wspólnych wspomnień o Lechu z tamtych trudnych czasów Danuta Wałęsowa dodała wiele tych tylko jej własnych, i jeszcze trochę żalu, że było ich za mało.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP