Stolica podsumowała straty po zamieszkach w stolicy. Miasto straciło 72 tys. zł, Zarząd Transportu Miejskiego - w związku z objazdami - ponad 50 tys. zł, a Zarząd Oczyszczania Miasta - prawie 20 tys. zł. Według prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, potrzebne są trzy zasadnicze zmiany w prawie, aby nie dopuścić więcej do podobnych zajść. - Zmiany zakazujące zasłaniania twarzy i używania materiałów wybuchowych oraz zabraniające organizacji w tym samym miejscu dwóch różnych manifestacji - powiedziała w TVN24.
Warszawski ratusz - jak tłumaczyła Gronkiewicz-Waltz - ma pomysł na nowelizację ustawy o zgromadzeniach publicznych. Projekt ma zostać skierowany do prezydenta Komorowskiego, który zapowiedział pracę nad ulepszeniem prawa.
Według prezydent Warszawy, potrzebne są trzy zmiany. - Po pierwsze, żeby tak jak w ustawie o imprezach masowych, zakazać zasłaniania twarzy. Bo nie można stosować przepisów przez analogię. Ten zakaz musi być w ustawie o zgromadzeniach. Po drugie, żeby dwie różne manifestacje, nie mogły się odbywać w tym samym miejscu. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wyraźnie mówią, że fakt istnienia kontrdemonstracji nie zakazuje automatycznie manifestacji bądź kontrmanifestacji. Po trzecie zakaz materiałów pirotechnicznych - powiedziała Gronkiewicz-Waltz.
"Nie mogę łamać konstytucji"
Prezydent stolicy podkreśliła, że nie mogła zakazać demonstracji. Przypomniała, że w ub. roku zakazała marszu "Wolne Konopie" i przegrała w WSA. - Nie może być tak, że ja jako urzędnik władzy publicznej mówię, że czegoś nie wolno - powiedziała. I dodała, że gdyby zabroniła wczorajszych manifestacji "Marsz Niepodległości" i "Kolorowa Niepodległa", przegrałaby w sądzie.
- Tak mówi konstytucja (jest wolność zgromadzeń - red.), nie mogę jej łamać - zaznaczyła Gronkiewicz-Waltz.
Tłumacząc zamieszanie wokół decyzji o rozwiązaniu marszu, prezydent stolicy powiedziała, że wynikło niejako z procedury. - Organizator został wezwany do rozwiązania manifestacji, niektórzy mogli to zrozumieć jako decyzję o nielegalności. Organizator odciął się od tego, co się działo, od tych, którzy przyszli z zasłoniętymi twarzami, i powiedział, że zmieni trasę, nie było już wtedy przesłanek, by tę manifestację rozwiązać.
Nie rozwiążemy
Gawor tłumaczyła z kolei, że nie mogła wydać decyzji o rozwiązaniu marszu, ponieważ zgodnie z prawem to jego organizatorzy powinni zrobić to pierwsi.
- Za bezpieczeństwo na zgromadzeniu odpowiada sam organizator, który powinien mieć służby porządkowe. Ja pytałam o te służby organizatorów i nie dostałam żadnej odpowiedzi, ale zapewniali, że takie służby będą - stwierdziła Gawor.
I podała przykład innej demonstracji, której odmówiła zgody na przemarsz. - W ubiegłym roku wydałam zakaz marszu "Wolne Konopie". Organizatorzy zapowiadali, że chcą zablokować miasto. Ja argumentowałam, że to spowoduje utrudnienia w dojeździe służb ratunkowych. Ta decyzja została uchylona, a uzasadnienie było takie, że ja nie mogę domniemywać co organizator zrobi podczas demonstracji, nawet jeśli poda to w mediach - podkreśliła.
Szefowa biura bezpieczeństwa tłumaczyła też, dlaczego doszło do zamieszania z decyzją o rozwiązaniu marszu. Wczoraj rzecznik prasowy warszawskiego ratusza podał, że marsz został rozwiązany. Chwilę później sama Gawor dementowała tę informację. - Muszę tu przeprosić. To była być może nieprecyzyjna moja informacja albo kolega mnie źle zrozumiał. Ja byłam w sztabie, on w zupełnie innym miejscu i to był moment, kiedy policja poprosiła nas, żebyśmy zwrócili się do organizatorów o rozwiązanie zgromadzenia ze względów bezpieczeństwa. Ja przekazywałam te informacje i być myć może zostałam źle zrozumiana - powiedziała Gawor.
I dodała, że organizator odciął się od chuliganów i zapowiedział, że to nie są ich ludzie. - Na wniosek organizatorów uczestnicy marszu opuścili Plac Konstytucji, więc nie było powodów do decyzji o rozwiązaniu - tłumaczyła szefowa biura bezpieczeństwa.
Liczymy straty
Ewa Gawor powiedziała też, że miasto cały czas liczy straty. - Już wczoraj dokonaliśmy oględzin miejsc, w których doszło do demonstracji. Jednak obawiam się, że ich pokrycie niestety chyba jak zawsze spadnie na mieszkańców Warszawy. Miasto będzie dochodziło swoich roszczeń w stosunku do organizatorów - podsumowała szefowa biura bezpieczeństwa.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.PAP