Sądowa kontrola nad pobieraniem danych o Polakach przez służby jest iluzoryczna – mówi portalowi tvn24.pl Katarzyna Szymielewicz, prezeska fundacji Panoptykon. Jak twierdzi, służby specjalne bardziej niż kiedyś zasłaniają się tajemnicą i nie przekazują opinii publicznej nawet podstawowych danych statystycznych. Robiły to do wejścia w życie ustawy inwigilacyjnej.
- W najlepszym przypadku sąd może zrobić wyrywkową kontrolę spraw, w których żądano danych. Taka jest obecnie rzeczywistość weryfikowania prawidłowości zbierania przez policję i służby specjalne informacji o nas – ocenia Katarzyna Szymielewicz.
Bilingi, adresy, maile
Chodzi o dane telefoniczne, pocztowe i internetowe. Telefoniczne to m.in. nasze bilingi, lokalizacje w stacji bazowej, do której loguje się nasz telefon (to pozwala określić, gdzie i kiedy byliśmy), informacje o rodzaju aparatu.
Dane pocztowe to m.in. adres, miejsca nadania przesyłek, ich odbioru, usługi pocztowe, z których korzystamy.
Dane internetowe to m.in. raporty o połączeniach z internetem, nasze IP, dane osobowe, które pozwalają nas zidentyfikować (m.in. wszystkie adresy e-mail, które podajemy w internecie, popularne "zameldowania" i wiele innych informacji).
"Pozorna kontrola"
Panoptykon opublikował raport z roku funkcjonowania ustawy inwigilacyjnej (to potoczna nazwa nowelizacji m.in. ustawy o policji i ustaw dotyczących służb specjalnych), która wprowadziła – zdaniem fundacji niedoskonałą – kontrolę sądu nad danymi związanymi z użytkowaniem przez obywateli telefonów komórkowych i internetu. Policja i służby przekazują do sądów okręgowych co sześć miesięcy zbiorcze raporty z liczbami pozyskiwanych danych. Panoptykon spytał sądy o sposób, w jaki kontrolują, czy policja i służby miały rzeczywiście przewidziane prawem podstawy, by sięgać po szeroki zakres danych.
Z raportu fundacji wynika, że pięć sądów okręgowych przeprowadziło już kontrole. Trzy z nich zakończyło się - według informacji przekazanych przez sądy - "pozytywnie", przy czym wynik kontroli - jak podkreśla Panoptykon - jest niejawny.
- Kontrola sądów nie działa. Sądy dostają zbiorcze tabelki, z których niewiele wynika. To bardzo pozorna kontrola i w dodatku następcza – komentuje Szymielewicz.
Jak wyglądały kontrole? Okazało się, że jeden z sądów (w Kielcach) z powodu dużej ilości pobrań danych - w tym przypadku przez policję - wybrał losowo 10 przypadków i zweryfikował materiały źródłowe, które były podstawą do żądań informacji. Z kolei dwa inne sądy (w Poznaniu i Gdańsku) nie sprawdzały, czy były faktyczne i prawne podstawy do żądań danych telefonicznych, pocztowych i internetowych. Ograniczyły się - jak wynika z raportu - do stwierdzenia, że przesłane sprawozdanie - zawierające ogólne informacje - jest prawidłowe.
Służby nie powiedzą
Nie wiadomo, ile razy pod rządami nowej ustawy policja i służby specjalne pobierały nasze dane telefoniczne, pocztowe i internetowe. Służby odmówiły takich informacji. Na pytania fundacji (składane w drodze dostępu do informacji publicznej) odpowiedziały tylko Komenda Stołeczna Policji oraz komendy z Białegostoku i Opola. – Wiemy mniej niż kiedyś. Do tej pory służby i policja podawały nam liczbę i kategorię pobieranych danych – mówi Szymielewicz.
Dane internetowe to bardzo szeroki katalog informacji, trafnie nazwany w raporcie "workiem". Do ich pobierania służby specjalne i policja dostały – dzięki ustawie inwigilacyjnej – potężne narzędzie. To "bezpieczne łącze", czyli stałe łącze między policją i innymi służbami a dostawcami usług internetowych oraz firmami internetowymi, które przechowują nasze dane. Dzięki temu łączu służby bezpośrednio – bez udziału pracowników firm internetowych – pobierają dane. W żargonie służb takie łącze nazywa się "końcówką".
Kto zawarł porozumienia
Ustawa inwigilacyjna wprowadziła te łącza "w celu zapobiegania lub wykrywania przestępstw albo w celu ratowania życia lub zdrowia ludzkiego bądź wsparcia działań poszukiwawczych lub ratowniczych" (w przypadku policji) czy w celu "realizacji ustawowych zadań, np. działalności analitycznej" (w przypadku Centralnego Biura Antykorupcyjnego). Panoptykon zapytał, które służby zawarły już porozumienia - przewiduje je ustawa inwigilacyjna - z firmami internetowymi.
Odpowiedzi odmówiła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, tłumacząc się bezpieczeństwem państwa.
"Żadnych porozumień z firmami internetowymi nie zawarła dotychczas policja, która z racji na skalę swoich działań powinna być najbardziej zainteresowana ułatwionym dostępem do danych przydatnych do walki np. z oszustwami dokonywanymi za pośrednictwem Internetu. Co zaskakujące, takie porozumienia zawarła wielokrotnie mniejsza od Policji Żandarmeria Wojskowa" – czytamy w raporcie fundacji.
Dlaczego akurat ŻW, czyli de facto policja wojskowa zawarła porozumienia o aż czterech "bezpiecznych łączach"? Jak stanowi artykuł 3. ustawy o ŻW, ta służba może prowadzić działania wobec żołnierzy (także nie będących w czynnej służbie), pracowników jednostek wojskowych, osób, które przebywają na terenie jednostek lub obiektów wojskowych żołnierzy obcych państw przebywających na terenie Polski i ich personelu cywilnego. Ale także wobec "osób niebędących żołnierzami, jeżeli współdziałają z osobami, o których mowa w pkt 1–5, w popełnieniu czynu zabronionego przez ustawę pod groźbą kary albo też jeżeli dokonują czynów zagrażających dyscyplinie wojskowej albo czynów przeciwko życiu lub zdrowiu żołnierza albo mieniu wojskowemu".
– Ten przepis w szczególnych wypadkach daje ŻW możliwości prowadzenia czynności operacyjnych i procesowych również wobec cywilów – tłumaczy mecenas Antoni Kania-Sieniawski, specjalizujący się m.in. w sprawach wojskowych.
Kompetencje MON
Czy i kto w takim razie mógłby zlecić ŻW takie działania? - Bezpośrednim przełożonym ŻW jest zawsze minister obrony narodowej, który osobiście wyznacza komendanta głównego ŻW, co przekłada się na wydawanie bezpośrednich poleceń i rozkazów komendantowi w zakresie zadań i celów określonych w ustawie o ŻW – odpowiada Kania-Sieniawski. I dodaje: – Wprowadzenie przez ustawę inwigilacyjną dla ŻW stałego dostępu do Internetu przez posiadanie tzw. końcówek daje nieograniczone pole do pozyskiwania przez ministra obrony narodowej lub ludzi tam pracujących danych osób pozostających w kręgu zainteresowania ŻW oraz MON. A także danych cywilów, które mają lub mogą mieć coś wspólnego z osobami wymienionymi w art. 3 ustawy o ŻW – uważa mecenas.
Pod nadzorem MON są także dwie służby specjalne: Służba Kontrwywiadu Wojskowego i Służba Wywiadu Wojskowego. Jak twierdzi prezeska Panoptykonu, odmówiły one przekazania informacji o "bezpiecznych łączach".
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock