Do zmiany retoryki nakłonili Jarosława Kaczyńskiego jego dawni współpracownicy, walczący o wpływy w partii. Wykorzystali przy tym nieobecność sztabowców z kampanii wyborczej - twierdzi "Rzeczpospolita"
Zdaniem informatorów gazety "wojna o katastrofę smoleńską" została wywołana celowo. - Czekają nas wybory do władz partii. Ludzie, których ostatnio prezes odsunął, chcą odzyskać wpływy - twierdzi członek Rady Politycznej PiS.
Wskazuje na grupę współpracujących z Kaczyńskim jeszcze w Porozumieniu Centrum. Określani mianem talibanu z racji niechęci do zmian wizerunkowych w PiS, stracili na znaczeniu, gdy w kampanii lider partii zbliżył się do grupy "liberałów", m.in. Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyljusza.
Taliban wpływowy tylko w czasie wojny
- Taliban wie, że wpływ na prezesa będzie miał tylko, gdy dojdzie do ostrej wojny z PO - mówi inny polityk PiS. - Dla Kaczyńskiego wyjaśnienie katastrofy to idee fixe, więc starzy współpracownicy, wykorzystując, że Joasia jest na urlopie, a Poncyljusz w szpitalu, podgrzali emocje - dodaje. I tak m.in. Joachim Brudziński mówił o zwłokach prezydenta leżących na ziemi "w ruskiej trumnie", a Zbigniew Girzyński zdradził, że boi się latać do Rosji.
- To najprawdopodobniej wynik wojny koterii w PiS wywołanej przez jastrzębie sfrustrowane świetnym wynikiem, jaki w kampanii wypracowała grupa o umiarkowanych poglądach - ocenia prof. Wawrzyniec Konarski, politolog.
Zespół chce przesłuchać Tuska
Gazeta dowiedziała się też, że parlamentarny zespół ds. zbadania katastrofy smoleńskiej, który przed kilkoma dniami powołali posłowie PiS (akcesu do niego jak dotąd nie zgłosili posłowie innych ugrupowań), choć formalnie nie ma takich uprawnień, będzie chciał przesłuchać m.in. premiera Donalda Tuska.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24